Dni Pruszkowa 2022 - relacja z koncertów
- Dodał: Karol Truszkowski
- Data publikacji: 01.06.2022, 20:19
Ostatnim razem byłem na koncercie w listopadzie 2019 roku. Wówczas w warszawskiej hali Torwar wystąpiła norweska legenda popu, czyli grupa a-ha. Przez czas pandemii bardzo brakowało mi, i zapewne również większości Polaków, wielu rzeczy, w tym muzyki na żywo. W miniony weekend wróciły stare dobre czasy. Zapraszam do zapoznania się z moją relacją z tegorocznych Dni Pruszkowa.
Dni Pruszkowa 2022 trwały od piątku do niedzieli (27-29 maja). Dla mnie sprawa była prosta. Impreza oferowała wiele atrakcji, ale ja pragnąłem tylko jednego - muzyki. Wstęp na koncerty był darmowy, więc ogromnym żalem byłoby nie skorzystać z okazji ujrzenia idoli na żywo. A ci pochodzą z najwyższej półki rozrywki. Każdy następny artysta był lepszy od poprzedniego i nie zmieniłoby się to po zmianie kolejności. Niestety nie było mi dane przyjść pod scenę pierwszego dnia, ale sobota i niedziela wynagrodziły mi tę stratę z nawiązką.
Na początku była woda
Pierwszą artystką, którą zobaczyłem na żywo po pandemicznej przerwie była sama Natalia Kukulska. Niestety aura nie sprzyjała bawieniu się pod sceną - padał dość silny deszcz. Ale pragnienie muzyki na żywo było silniejsze niż lecące z nieba kropelki. W trakcie koncertu wspominano o albumie MTV Unplugged oraz pierwszych "dorosłych" płytach wokalistki. Ze sceny padło jeszcze kilka słów do kobiet, zaśpiewane zostały największe szlagiery, aż pod koniec występu nareszcie wypogodziło się. Jakby łagodny, ciepły głos samej Kukulskiej w kolorowym wdzianku przegonił chmury deszczowe, niczym tabletka przeciwbólowa, która zazwyczaj nie działa od razu po zażyciu, lecz po jakimś czasie. Na pewno zabawa byłaby większa, gdyby nie deszcz, ale i tak było fantastycznie zobaczyć, a przede wszystkim usłyszeć jedną z największych przedstawicielek polskiej sceny muzycznej.
Po wodzie przyszedł ogień
Główną gwiazdą soboty był zespół Lady Pank. Powstaje zatem pytanie - czy jest sens to relacjonować? Przecież wszyscy dobrze wiedzą lub domyślają się, co się działo. Na scenie odgrywał się istny rockowy cyrk, skrzynia biegów została wrzucona na luz. W uszach i na ustach - hit za hitem. W głowie - pytanie: co jeszcze nie zostało zagrane? Widziałem już Lady Pank kilka lat temu w jednej restauracji na Polu Mokotowskim i zasadniczo nic się nie zmieniło w tym zespole od tego czasu. Ba, nic się nie zmieniło od dekad. I bardzo dobrze, bo to co znamy już dziesiątki lat jest najlepsze. Energia pozostała. Marchewkowe pole, Fabryka małp, Tacy sami, Zostawcie Titanica, Mniej niż zero, Kryzysowa narzeczona - można by wymieniać w nieskończoność. Gorące solówki gitarowe Borysewicza, który przyznał się, że przez pewien czas mieszkał w Pruszkowie, ekspresja Panasewicza, mocne uderzenia perkusji - wszystko było idealne. Długo będę wspominać też zaskoczenie, które towarzyszyło mi, kiedy wokalista zdjął swoje okulary przeciwsłoneczne oraz zabawny muzyczny pojedynek między Borysewiczem i Nowakowskim.
Muzyka (nie)poważna
W niedzielę zaprezentowali się Waldemar Malicki oraz soliści Filharmonii Dowcipu. Część wykonanych skeczy już znałem z telewizji, ale i tak bawiły jak za pierwszym razem. Połączenie muzyki operowej, klasycznej z kabaretem jest jedyne w swoim rodzaju i zawsze gwarantuje szerokie spektrum odczuć. Teraz śmiejesz się z mniej lub bardziej prymitywnego żartu z podtekstami, już moment później zamykasz oczy, aby zatopić się w zadumie przy pięknych fortepianowych dźwiękach, a na końcu napełnia Cię wielki podziw dla umiejętności wokalnych solistów, którzy potrafią przez długie sekundy wydawać z siebie operowy okrzyk. Jeszcze trochę o części humorystycznej - jak już powiedziałem, zdarzały się dowcipy o tematyce przyziemnej, wręcz prymitywnej, ale regularnie można było odnaleźć bardzo dużo inteligencji. Przykładem niech będzie zaprezentowanie "polskich walców", gdzie wrocławski był zilustrowany utworem Tylko we Lwowie, a już po chwili białostocki jednym z hitów disco polo. Ta różnorodność dowodzi jedynie geniuszu muzycznego i kabaretowego artystów. Filharmonia Dowcipu istnieje już wiele lat i mam nadzieję, że jeszcze bardzo długo będzie zachęcać ludzi do zapoznawania się z kulturą wyższą.
Kierunek - przyszłość
Tym razem poruszę trochę osobistych spraw. Gdyby ktoś mi powiedział w 2005 roku, że w Pruszkowie wystąpi gwiazda światowego formatu, to bym nie uwierzył. W końcu takie przyjeżdżają do Warszawy. A jednak kilka lat temu w ramach trasy koncertowej zawitał tu zespół Jethro Tull, który "ukradł Metallice nagrodę Grammy". Natomiast z okazji Dni Pruszkowa 2022 zaprezentował się Ray Wilson - jeden z wokalistów Genesis. Wszyscy koncentrują się na Philu Collinsie w kontekście tej formacji, ale po tym koncercie nie miałem już żadnych wątpliwości - Ray zasługuje na większą uwagę. Bardzo mi szkoda, że jedyna płyta zespołu, na której zaśpiewał nie została przyjęta ciepło, a wiele koncertów w USA zostało odwołanych z powodu małego zainteresowania i w rezultacie jego drogi z grupą rozeszły się już po paru latach. Jego głos i gra na gitarze nie odstają od innych topowych artystów na świecie. Również dobór repertuaru mocno mnie poruszył. W ostatnich miesiącach spotkało mnie wiele rozczarowań. Ale tak jak część piosenek zaprezentowanych dzień wcześniej przez Lady Pank, utwory śpiewane przez Raya dały mi ważną radę - czas iść do przodu, a nie zapychać sobie myśli przeszłością. Oczywiście zawsze będzie się cenić usłyszenie na żywo Another Day In Paradise, Land Of Confusion czy Knockin' On Heaven's Door, ale więcej uwagi skupiłem na przesłaniu płynącym ze sceny niż na wielkości i ważności prezentowanych szlagierów dla przemysłu rozrywkowego. Dzięki, Ray.
Karol Truszkowski
Miłośnik geografii, historii XX wieku, ciężkiej muzyki i japońskiej popkultury. Absolwent Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego.