Siatkówka – Liga Narodów: podsumowanie występu Polek
- Dodał: Jan Wagner
- Data publikacji: 06.07.2022, 21:56
W ubiegłą niedzielę porażką 1:3 z Bułgarkami polskie siatkarki zakończyły swój udział w tegorocznej Lidze Narodów. Z bilansem czterech zwycięstw i ośmiu porażek zajęły ostatecznie trzynaste miejsce w tabeli, co jest ich najgorszym występem w tych rozgrywkach w historii. Tym samym zamiast odpowiedzi na najważniejsze pytania i spokoju przed zbliżającymi się mistrzostwami świata gra Polek zrodziła mnóstwo wątpliwości i zasiała niepokój w sercach kibiców.
Kłopoty, kłopoty trenera Lavariniego – w ten sposób, cytując klasyka, można byłoby podsumować występ naszych siatkarek w Lidze Narodów. Polki w wielu fragmentach, a czasem i całych spotkaniach grały słabo, raziły nieskutecznością, a momenty takie jak chociażby przegrany 8:25 set z Chinkami, stracone czteropunktowe prowadzenie w tie-breaku z Belgijkami czy porażka z przeciętnie spisującą się Dominikaną nie mogą przytrafiać się drużynie, która marzy o dobrym wyniku podczas zbliżających się mistrzostw świata. Czy jednak jednoznaczna krytyka nowego szkoleniowca biało-czerwonych i jego podopiecznych jest już na tym etapie zasłużona? Czy nie należałoby wstrzymać się z nią do zakończenia docelowej imprezy tego sezonu? Czy w postawie naszych siatkarek odnaleźć można pewne promyczki nadziei na lepszą grę podczas nadchodzącego czempionatu w Polsce i Holandii? Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania.
Polki zrealizowały absolutny cel minimum, który stawiano im przed startem rozgrywek i utrzymały się w Lidze Narodów. Spośród zagrożonych degradacją zespołów wyprzedziły Belgijki, co zawdzięczają przede wszystkim dobremu występowi podczas pierwszego turnieju w Stanach Zjednoczonych oraz słabszej grze ich bezpośrednich rywalek w kilku ostatnich spotkaniach. Trzeba jednak podkreślić, że ambicje naszego zespołu od początku były zdecydowanie wyższe, a występ w Final 8 miał dać szansę na bezcenne sprawdzenie się przed mistrzostwami na tle najlepszych drużyn świata w meczach o stawkę.
Nadzieje polskich kibiców dodatkowo rozbudził bardzo dobry początek rozgrywek w wykonaniu naszych siatkarek. Podczas pierwszego turnieju w Quezon City Polki pokonały Kanadyjki, Koreanki i Niemki, a uległy jedynie bardzo silnym Brazylijkom. Już wówczas jednak widać było, że nawet w wygranych spotkaniach biało-czerwonym zdarzają się momenty przestojów, trwonienia przewag, w których brakowało liderki zdolnej do kończenia najtrudniejszych piłek i brania gry na swoje barki. Bezlitośnie obnażyły to Brazylijki. Nasze reprezentantki podjęły z nimi walkę w pierwszych dwóch partiach, jednak wygrywanie kluczowych piłek z takim rywalem bez nominalnej atakującej okazało się niezwykle trudne. Grająca na tej pozycji Oliwia Różański niestety myliła się w najważniejszych momentach.
Podczas kolejnego turnieju nasze reprezentantki gładko przegrały z Japonkami i Amerykankami oraz wygrały z Tajkami. Kluczowy okazał się jednak ostatni mecz, w którym Polki roztrwoniły przewagę 10:6 w tie-breaku i ostatecznie uległy Belgijkom. To spotkanie mogło szeroko otworzyć drzwi do finałowej ósemki Ligi Narodów, a zamiast tego bardzo mocno podcięło biało-czerwonym skrzydła. Awans do ćwierćfinału rozgrywek pozostawał cały czas na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło w tym celu pokonać Dominikanę i Bułgarię, czyli zespoły absolutnie w zasięgu Polek, jednak nasze siatkarki nie zdołały w ostatnim turnieju wygrać ani jednego meczu. W słabym stylu odpadły tym samym z Ligi Narodów i w kiepskich nastrojach rozpoczną ostatni etap przygotowań do mistrzostw świata.
Sam wynik Polek zdecydowanie nie napawa kibiców optymizmem. Od początku Ligi Narodów wiadomo było jednak, że to nie suchy rezultat, lecz gra biało-czerwonych będzie najważniejsza. Niestety, jeżeli przyjrzeć się po kolei występom kandydatek do pierwszej szóstki podczas zbliżających się mistrzostw, ich forma budzić może uzasadniony niepokój.
Fundamentalny problem Polek podczas całych rozgrywek stanowił wspomniany już brak liderki. Wynikało to z dwóch przyczyn. Najważniejszą była konieczność gry bez nominalnej atakującej na parkiecie. W obliczu reprezentacyjnej przerwy Malwiny Smarzek i kontuzji Magdaleny Stysiak trener Stefano Lavarini nie zdecydował się na danie szansy Weronice Sobiczewskiej i przesunął na atak przyjmującą – Oliwię Różański. O ile ze słabszymi rywalkami była ona w stanie utrzymywać przyzwoity poziom, to jednak w decydujących momentach zwykle okazywała się nieskuteczna. Dodatkowo w ostatnim turnieju sprawiała wrażenie, jakby brakowało jej już energii. Jasno pokazuje to, że obie nieobecne zawodniczki są naszej reprezentacji absolutnie niezbędne. W tym kontekście niezwykle niepokojąco brzmią słowa szkoleniowca biało-czerwonych, który zapytany po meczu z Bułgarkami o powołanie na mistrzostwa świata dla Malwiny Smarzek, stwierdził, że rozmawia tylko o Lidze Narodów.
Roli liderki nie udźwignęła także wracająca do kadry Joanna Wołosz. Kapitan reprezentacji przez całe rozgrywki nie mogła złapać odpowiedniego rytmu i zgrania z pozostałymi zawodniczkami. Niestety, także jej słabsza gra przyczyniła się do problemów z kończeniem akcji przez Polki. Rozgrywająca naszej drużyny jednoznacznie przyznała po zakończeniu Ligi Narodów, że powrót do kadry nie przebiega tak, jakby to sobie wyobrażała. Pozostaje nam mieć nadzieję, że zawodniczka grająca na co dzień w Imoco Volley Conegliano i jedna z najlepszych na swojej pozycji siatkarek świata odnajdzie przez najbliższe dwa miesiące odpowiednią formę i zagra w mistrzostwach świata na miarę swoich ogromnych możliwości.
Mimo przebłysków lepszej gry, w ostatecznym rozrachunku zawiodły także polskie przyjmujące. Monika Fedusio po porażce z Bułgarkami stwierdziła na antenie TVP Sport, że naszym zawodniczkom zabrakło odpowiedzialności. Wydaje się to bardzo dobrą diagnozą przyczyn niepowodzeń Polek w tegorocznej Lidze Narodów. Gdy tylko rywalki zaczynały wywierać na nasz zespół większą presję zagrywką, jej odbiór szwankował, co wielokrotnie owocowało traceniem punktów seriami. Doskonale obrazuje to końcówka przegranego 36:38 seta z Dominikaną, w którym rywalki najpierw wróciły do gry ze stanu 24:21, a następnie zakończyły seta wygrywającym serwisem po elektrycznym przyjęciu Weroniki Szlagowskeij.
Jak kluczowe dla obrazu gry jest przyjęcie pokazał przegrany 1:3 mecz z Włoszkami. Biało-czerwone były w stanie utrzymać odbiór zagrywki na dobrym poziomie w dwóch partiach i od razu widoczne były tego efekty – jedną z nich wygrały 27:25, a drugą przegrały na przewagi 26:28. Pozostałe z kolei zakończyły się wyraźnymi porażkami do 20 i 18. Ten mecz mimo końcowego niepowodzenia może jednak dawać nadzieję, że Polki przy odpowiedniej dyspozycji są w stanie nawiązywać rywalizację z najlepszymi. Pozwala to płynnie przejść do nielicznych pozytywów z tegorocznej Ligi Narodów, owych promyczków nadziei przed nadchodzącymi mistrzostwami świata.
Pierwszym z nich jest niewątpliwie powrót do wysokiej dyspozycji Agnieszki Kąkolewskiej. W każdym meczu była ona w stanie kilkukrotnie zatrzymywać rywalki blokiem i straszyła atakami ze środka, nawiązując do swoich najlepszych występów w mistrzostwach Europy z 2019 roku czy kwalifikacji olimpijskich. Oczywiście, także i ona ma jeszcze wiele do poprawy. Zdecydowanie zbyt często zdarzały jej się zerwane uderzenia, a szczególnie bolesne były proste błędy w sytuacjach, w których musiała ona dograć piłkę do rozgrywającej.
Jedyną pozycją, o której obsadę możemy być całkowicie spokojni, jest libero. Wysoką skuteczność przyjęcia i obrony przez cały turniej utrzymywała Maria Stenzel. Również jej zmienniczka Aleksandra Szczygłowska z bardzo dobrej strony zaprezentowała się, gdy dostała od trenera Lavariniego szansę w sparingu z Koreankami.
Podsumowując, występ Polek w tegorocznej Lidze Narodów oceniłbym na dopuszczający z plusem. Nasze reprezentantki utrzymały się w rozgrywkach, zdały do następnej klasy, ale to jedyny pozytyw z trzynastego miejsca w tabeli. Na przestrzeni ostatnich trzech tygodni pojawiły się jednak także momenty takie jak wspomniane sety meczu z Włoszkami, pierwsze dwie partie z Brazylijkami czy fragmenty wygranych spotkań z Tajkami i Niemkami, które sugerowały, że nawet w eksperymentalnym ustawieniu polskie siatkarki stać na grę na niezłym poziomie. Jeżeli kadrę na mistrzostwa świata uzupełnią nasze atakujące, odpowiednio z zespołem zgra się Joanna Wołosz, a formę uda się ustabilizować przyjmującym, kibice będą mogli liczyć na piękne chwile podczas turnieju w naszym kraju. Owych warunków niezbędnych do spełnienia jest jednak wiele, a trenera Stefano Lavariniego i jego podopieczne czeka w najbliższych dwóch miesiącach bardzo, bardzo, bardzo dużo pracy.