„Księżycówka”, tom 4 [RECENZJA]
- Dodał: Maciej Baraniak
- Data publikacji: 19.07.2022, 20:20
Już za rogiem zakończenie Księżycówki, tak więc przyszedł czas na nadrobienie zaległości w postaci tomu czwartego. I na tym etapie nie będzie to już raczej dla nikogo zaskoczeniem, że poziom tej historii jest po prostu równy.
Księżycówka, tom 4, kontynuuje losy ukazane w poprzednich zeszytach. Lou Pirlo cudem uchodzi z życiem, po wydarzeniach z trzeciego tomu, i postanawia się ukryć. Niestety, nie zazna on zbyt wiele spokoju, albowiem wrogowie już się na niego czają.
Na wstępie chcę zaznaczyć, iż swoje ogólne przemyślenia dotyczące serii opisałem już w ramach recenzji tomu trzeciego, do którego serdecznie odsyłam, aby nie powielać tego samego. Utnie to sporą część powtórkowego materiału, a tutaj skupię się jedynie na nowych przemyśleniach, jakie naszły mnie po lekturze tomu czwartego.
Przede wszystkim, Księżycówka to seria, która na etapie czwartego tomu obrała już swoją drogę. Wie doskonale w jakim kierunku chce iść i konsekwentnie to robi, dostarczając fanom więcej tego samego. Wychodzi to naprawdę fajnie, gdyż ludzie zaangażowani w tę historię, nagle nie otrzymują czegoś zupełnie innego. Mogą spokojnie sięgać po kolejny tom, bez obaw, iż twórca nagle nie zmieni konwencji.
Niestety, przez to wszystko ten komiks staje się trochę nieprzyjazny do recenzji. Nie chcę powtarzać swoich zachwytów klimatem czy ogólną fabułą, jak również nie chcę jeszcze bardziej zrzędzić na jakość pisanych bohaterów. Problem w tym, że jeśli tego nie poruszę, to właściwie nie mam o czym pisać, bo wszystko już poruszyłem w ramach poprzedniej recenzji.
Mogę za to powiedzieć, że podoba mi się to, iż seria powoli dobiega końca. Brian Azzarello lubi się rozpisać i czasem prowadzi wielkie sagi, które mają mieć kilkadziesiąt zeszytów, a tutaj materiału było na te okolice 30. Można sobie pozwolić na ciekawą intrygę w ramach połączenia Prohibicji (powracającej ostatnio bardzo często w ramach różnych dzieł) wraz z nadnaturalnymi stworami, ale trzeba to urwać w odpowiednim momencie.
W recenzji poprzedniego tomu narzekałem również, że seria miała wzloty i upadki pod kątem tłumaczenia. Niestety, styl jej twórcy jest niezwykle specyficzny i oddanie zabaw językowych w naszym języku często graniczy z cudem. Warto więc wspomnieć, że tutaj mamy kontynuacje z tomu trzeciego pod tym kątem, gdyż wciąż jest tendencja wzrostowa. Szkoda, iż nie było tak cały czas, lecz wszelkie zmiany na plus warto odnotować.
Oczywiście należy również wspomnieć o rysunkach, które wciąż stanowią spory plus tego komiksu. Kreska Eduarda Risso to coś, co trudno opisać słowami i każdy musi sam zobaczyć jego prace, aby zrozumieć o co mi chodzi. Ja jednak uwielbiam, jak jego warstwa graficzna wpasowała się w brudny klimat tej opowieści i wciąż robi to na mnie spore wrażenie.
Ogólnie czwarty tom Księżycówki, to dla mnie trudna zagwozdka. Te zeszyty nie zmieniają niczego w serii i raczej oferują stałą, dobrą rozrywkę, o czym pisałem poprzednio. Z drugiej jednak strony, finał dopiero przed nami, więc z podsumowaniem całej opowieści muszę się jednak chwilowo wstrzymać. Pozostaje mi więc poczekać na zwieńczenie przygód Lou, a póki co zachęcam fanów poprzednich zeszytów, aby sprawdzili również te następne.
Maciej Baraniak
Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl