Czy o księżnej Dianie da się powiedzieć coś nowego? „Diana. The Princess” [RECENZJA]
- Dodał: Zuzanna Ptaszyńska
- Data publikacji: 08.10.2022, 23:45
Na ekrany kin wszedł wczoraj (7.10) kolejny film dokumentalny o księżnej Dianie. Czy istnieje powód, dla którego potrzebny nam jest nowy obraz o kobiecie, w którą tylko w ostatnich trzech latach wcieliły się na ekranie trzy aktorki (ogółem było ich ok. 20), a na produkcje dokumentalne o której natrafimy w telewizji w każdym dniu tygodnia?
Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności polska premiera kinowa filmu Diana. The Princess odbyła się po śmierci królowej, kiedy wzmogło się zainteresowanie rodziną królewską. Powiem od razu, że jeśli na fali zainteresowania royalsami ktoś zdecyduje się obejrzeć coś o Dianie, to niech to będzie ten film. Twórcy nie czują jednak potrzeby operowania łopatą faktografii – jeżeli ktoś nie jest w miarę dobrze zaznajomiony z życiem Diany, niech uporządkuje sobie pewne fakty przed seansem. Film, jak zaraz przedstawię, wniesie dużo więcej do naszej obserwacji niż kolejna robiona na jedno kopyto produkcja z podtytułem typu Prawdziwa historia Diany czy Tajemnice księżnej Walii.
Diana. The Princess wyróżnia się na tle innych filmów przede wszystkim brakiem lektora oraz komentarzy poczynionych lata po śmierci Diany, jest on bowiem w całości złożonych z niekomentowanych materiałów archiwalnych – telewizyjnych, stworzonych przez paparazzi i nagranych przez tzw. zwykłych ludzi bardzo spontanicznie. Niektórzy powiedzą, że sklejka materiałów archiwalnych nie jest filmem dokumentalnym. Według mnie zaś sztuką jest tak umiejętne dobranie i zmontowanie materiałów, aby zdjęcia nie stanowiły jedynie pretekstu do prowadzenia przez twórców własnej narracji na dany temat. Nic mnie tak nie denerwuje w dokumentach, jak często naiwny i upraszczający lub wydumany komentarz lektora czy zaproszonych ekspertów.
Tam, gdzie mamy pokazane obrazy, mamy zostawione pole do własnej interpretacji, swoich przemyśleń i oceny, a w dodatku słowa i ludzkie emocje bronią się same, nie są podbudowywane dodatkowym opisem i ewaluacją dokonaną po czasie, kiedy wszyscy już jesteśmy mądrzy po szkodzie. Nie jest to z pewnością dokument, nazwijmy to, dydaktyczny i odtwórczo-biograficzny, ale film, który pozwala nam wejść w głąb minionych wydarzeń i społecznej narracji tamtych czasów, bez opatrzenia współczesnym kontekstem. Według mnie jest to strzał w dziesiątkę.
Wybór nagrań archiwalnych jest doskonały, w większości są to treści unikatowe, których próżno szukać w innych filmach dokumentalnych. Dokopano się do dna den archiwów telewizyjnych. Wykorzystano cytaty zwykle niepojawiające się w filmach (zdecydowano się m.in. na przywołanie fragmentów nagrań intymnych rozmów Karola i Kamili, których transkrypcje pojawiały się w niektórych książkach, ale raczej nie przedstawiano w filmach zapisu taśm). Nie jest to kolejna produkcja kopiująca to samo – oczywiście trudno oczekiwać od dokumentu, że opowie nową historię dobrze znanej nam osoby, chodzi jednakże o styl opowiedzenia, niepójście na łatwiznę i zadanie sobie trudu odkopania wartościowych fragmentów, które nie pojawiły się w 20 czy 40 filmach o Dianie. Oraz o niewątpienie w inteligencję widza.
Wspomniany brak narzuconej przez bezpośrednią narrację interpretacji przyczynia się do deheroizacji Diany. Książki może mniej, ale filmy i seriale fabularne lub dokumentalne przedstawiają zwykle Dianę jako ofiarę instytucji (firmy, jak to członkowie rodziny królewskiej mówią o sobie samych) oraz popytu na jej osobę. Tu pokazane są dwie strony medalu, choć myślę, że nikt z twórców na siłę nie starał się osiągnąć harmonii, umieszczając tyle samo za Dianą i tyle samo przeciw, tego nie da się wyliczyć i jest to wyważone bardzo subtelnie. Wybrano po prostu dobre fragmenty archiwalne – to czy były one na korzyść, czy na niekorzyść Diany, było drugorzędne, ponieważ były to nagrania ukazujące bieżące nastroje społeczne, opinie eksperckie i wypowiedzi członków rodziny królewskiej, a nie wysnute po śmierci księżnej przemyślenia. Brak sztucznie zrównoważonego doboru sprzyja wrażeniu, że śledzimy przekaz medialny, przenosząc się w czasie o 25-35 lat.
To, co zobaczyłam w tym filmie, a czego nie widziałam w innych produkcjach o Dianie, to perspektywa tzw. zwykłych ludzi – nie takich zapytanych w ramach sądy ulicznej o to, co Pan/i sądzi o księżnej Dianie, co dla Pana/i znaczyła księżna Walii – udostępniono wiele prywatnych nagrań powstałych przy okazji książęcych zaślubin, urodzin Williama i potem Harry'ego czy śmierci i pogrzebu Diany, w tym krążące od lat po YouTube nagranie nieświadomych momentu historycznego, grających w karty mężczyzn, którzy uchwycili na filmie podanie przez CNN informacji o śmierci Diany i ich spontaniczną reakcję.
Cały zresztą dokument jest, z wyżej wymienionych powodów, spontaniczny, pełen autentycznych relacji, i na pewno nie jest sensacyjny. Spotkałam się z opinią, że nie jest w porządku, iż wykorzystano ujęcia wykonane przez paparazzi – to prawda, jest ich sporo, i o ile możemy spierać się czy korzystanie z ich pracy jest uczciwe w kontekście przedstawienia Diany, co do jednego chyba się zgodzimy – jeśli celem filmu (przynajmniej takim, który wyciągnęłam z seansu) było niejako przeniesienie widza w czasie i zapoznanie go z przekazem płynącym w latach aktywności Diany, trudno byłoby nie zawrzeć sprzedawanych prasie i stacjom telewizyjnym ujęć i nagrań. Wiele komentarzy paparazzi też zresztą buduje tę pośrednią narrację.
Film jest dopełniony przepiękną, choć niewytrącającą z uwagi muzyką. Nie jest to oczywiście arcydzieło światowego dokumentu, lecz uważam, że jest to zupełnie nowa jakość opowiadania o księżnej Dianie, o której wydaje się, że wszyscy już wszystko wiedzą, a mało kto miał okazję na spokojnie przeanalizować sobie tak interesujące materiały, z jakimi możemy zapoznać się podczas seansu Diana. The Princess.