W drodze po nieśmiertelność - „Aftersun” Charlotte Wells [RECENZJA]
- Dodał: Daniel Sztyk
- Data publikacji: 13.02.2023, 17:18
Od wielu lat fascynują mnie debiuty filmowe. Często wprowadzają one element świeżości do współczesnego kina oraz zapowiadają ciekawy głos, który z czasem może przemienić się w spełniony artystyczny krzyk. W przypadku Charlotte Wells możemy mówić o debiucie doskonałym, który stanowi wielkie kino, a nie jedynie intrygującą ciekawostkę.
Debiut szkockiej reżyserki to opowieść o Calumie, który zabiera swoją córkę na wakacje do Turcji. Pobyt obejmuje leżenie nad basenem, kąpiele w błocie, chodzenie na pyszne jedzenie czy śpiewanie hitu R.E.M na karaoke. Nie jest to jednak typowy pamiętnik z ulubionych wakacji. Aftersun od pierwszych minut metrażu jawi się jako dzieło wyjątkowe. Od początku udziela nam się atmosfera rajskich wakacji, na które wybierają się Calum i jego córka, Sophie. Od początku też czujemy pod skórą negatywne wibracje i echa nadciągającej katastrofy. Obraz Charlotte Wells tylko na papierze wygląda jak zwyczajna opowieść o relacji ojca z córką. W praktyce mamy do czynienia z obrazem wielopoziomowym, który stopniowo, niespiesznie, otwiera się przed widzem.
W budowie tej opowieści bardzo dobrze służy Wells granie na niedopowiedzeniu. Reżyserka nigdy nie mówi nam bezpośrednio o dramacie swoich bohaterów. Cały tragizm jest tutaj implikowany w pojedynczych gestach czy słowach. Nie ma czołobitności, są tylko i wyłącznie subtelne ruchy, które pozwalają na samodzielną interpretację. Nie znamy przeszłości Caluma i Sophie, co też zachęca nas do nadbudowywania tej opowieści, poszerzania jej wątków w naszej głowie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio siedząc w kinie, tak dużo myślałem o wcześniejszych losach oglądanych bohaterów.
Tematami przewodnimi Aftersun wydają się być trauma oraz pamięć. Nie chcę oczywiście ograniczać znaczeń tego filmu do tych dwóch kontekstów, jednak jawią się one jako te pracujące w obrazie Wells najsilniej. Trauma nie objawia się widzowi, żyje w głowach bohaterów oraz wchodzi nam pod skórę. Czujemy smutek Caluma i niepewność Sophie przez całe 98 minut metrażu. Cały czas też zadajemy sobie pytania o źródła smutku, czego bohaterowie doświadczyli wcześniej, co działo się przed rajskimi wakacjami. Jeszcze mocniejsza wydaje się być refleksja o roli pamięci w naszych życiach. Czy rejestracja wspomnień za pomocą kamery może być szansą na ocalenie pamięci? Co daje nam powrót do tamtych dni? Doceniona zostaje tutaj rola wspomnień, które z jednej strony mogą dać nam ciepło, ale z drugiej mogą być źródłem też źródłem cierpienia. Jedno jest jednak pewne: pamięć odgrywa bardzo ważną rolę w życiu człowieka.
W rozwijaniu interesujących reżyserkę zagadnień pomagają jej świetnie napisani bohaterowie, którzy zostali rewelacyjnie zagrani. Paul Mescal udowadnia, że aktorska ekstraklasa już od dawna powinna być jego podwórkiem. Kreuje on swoją postać bez aktorskiego narzucania się. Jego kreacja wygrana jest dzięki małym gestom oraz paru bolesnym uśmiechom. Rola ta pokazuje, że czasem rezygnacja z kreacyjnego efekciarstwa może przynieść oszałamiający efekt. Rewelacyjna jest również Frankie Corio. Już w bardzo młodym wieku jest ona świadoma swoich aktorskich umiejętności. Jej Sophie to połączenie cieszącego się latem dziecka z wkraczającą w wiek nastoletni, coraz bardziej inteligentną, młodą kobietą. Corio doskonale odnajduje się w momentach zarówno komediowych, jak i tych dramatycznych. W rezultacie otrzymujemy duet, który jeszcze na długo po seansie pozostanie w naszej głowie, raz wywołując uśmiech, a raz łzy poruszenia.
Aftersun to filmowy triumf, w którym reżyserka idealnie dobrała środki i wyważyła ton. Nie ma tu podniosłości, wymuszonej dramatyzacji czy na siłę wkładanych żartów. Wszystko jest na swoim miejscu, a całość przypomina maszynę, w której wszystkie tryby pracują jak należy. Ciężko nie docenić reżyserskiej świadomości Wells, dzięki której twórczyni nie wpada w znane z wielu debiutów pułapki (nadmierne efekciarstwo, brak konsekwencji, zbyt duże przeświadczenie o własnym geniuszu). Szkotka finalnie dostarczyła produkcję fenomenalną, która nie boi się mówić o rzeczach ważnych, w której zamiast wykładania treści w sposób bezpośredni, możemy liczyć na subtelność i artystyczne opanowanie. Trzymam kciuki, że to dopiero początek wielkiej reżyserskiej kariery.
Moja ocena: 9/10
Daniel Sztyk
Rozkochany w kinie i literaturze student polonistyki. W wolnych chwilach, gdy akurat nie siedzi w kinie, ogląda Premier League, by rozkoszować się magią futbolu. E-mail: danielszdanielsztyk@gmail.com