Trochę inny Murakami - recenzja powieści „Miasto i jego nieuchwytny mur”
- Dodał: Bartosz Szafran
- Data publikacji: 12.11.2024, 09:45
Długo przyszło nam czekać na nową powieść Murakamiego. Od premiery Śmierci Komandora minęło sześć lat, co prawda japoński pisarz opublikował w międzyczasie Pierwszą osobę liczby pojedynczej, Porzucenie kota i Moje ukochane T-shirty, ale to były małe formy, wielbicieli jego twórczości nie mogły nasycić i zadowolić, jedynie wyostrzyły apetyt i nasiliły niecierpliwe oczekiwanie. Stało się ono jeszcze bardziej niecierpliwe, kiedy półtora roku temu w Japonii ukazała się wreszcie nowa “gruba” książka. Polski wydawca Murakamiego dodatkowo długo zwlekał z wypuszczeniem jej na na rynek, miałem nawet wrażenie, że się tłumaczenia nie doczekamy, ale kiedy latem stare powieści Japończyka ukazały się w nowej szacie graficznej, wiadome się stało, że polska wersja Miasta i jego nieuchwytnego muru pojawi się niebawem.
Co ciekawe otrzymaliśmy ją dwa czy trzy tygodnie wcześniej niż anglojęzyczni czytelnicy. Czemu to tak długo trwało wyjaśnia częściowo w posłowiu polska tłumaczka, Anna Zielińska-Elliott. Japoński nie jest łatwy do przetłumaczenia, a Murakami dodatkowo utrudnia zadanie, używając zwrotów niemożliwych do oddania w innym niż japoński języku, bawi się formą i narracją. Czekaliśmy więc długo, ale było warto, bo to znakomita książka, choć przez te sześć lat japoński pisarz zmienił się, dojrzał, chyba też uświadomił sobie nadchodzący kres życia i możliwości twórczych. Widać to na kartach Miasta i jego nieuchwytnego muru.
Znakiem firmowym Murakamiego jest specyficzny realizm magiczny, płynne przenikanie i współistnienie świata rzeczywistego i nierealnego. I oczywiście w nowej powieści bohater i czytelnik krąży między tymi dwoma rzeczywistościami, ale ten świat magiczny jest już inny, niż znamy choćby z Kroniki ptaka nakręcacza, czy 1Q84. Powiedziałbym, że tytułowe Miasto ma wiele cech dystopijnych, obiektywnie rzecz biorąc to nie jest miejsce przyjazne, w którym tak naprawdę chciałoby się żyć. Mało tego, kiedy się tam już wejdzie, nie bardzo można wrócić, jeśli już to tylko tracąc bardzo wiele. To mroczny, ponury i pesymistyczny pejzaż, tak, jakby Murakami zaczynał tracić nadzieję, że ucieczka z realnego, podłego i niebezpiecznego przecież świata, była dobrą alternatywą. Jego bohater miota się między tymi dwoma światami, ale w żadnym nie znajduje ukojenia, w żadnym nie czuje się dobrze, w żadnym tak naprawdę nie chce być. Tak naprawdę pierwszy raz w zasadniczej twórczości japońskiego pisarza świat magiczny nie stanowi realnej, dobrej alternatywy dla świata realnego. Świata, w który pisarz już chyba nie wierzy, który tylko chwilami może dać człowiekowi poczucie szczęścia i spełnienia oczekiwań. Czyżby u schyłku życia i twórczości (bo tak trzeba sobie chyba powiedzieć) pesymizm Murakamiego dotyczący współczesnego świata i współczesnego człowieka przybierał na sile? Trudno się temu z drugiej strony dziwić, patrząc szeroko otwartymi oczami na to, co dzieje się wokół nas.
Co ciekawe w Mieście i jego nieprzeniknionym murze znajdziemy bezpośrednie nawiązanie do realizmu magicznego Gabriela Garcii Marqueza. Jedna z bohaterek twierdzi, iż kolumbijski noblista tak naprawdę doświadczał istnienia tego drugiego, z naszego, zwyczajnych ludzi, punktu widzenia nierealnego świata - i na kartach swoich powieści o nim opowiadał, a nie go wymyślał. Marquez i Murakami to oczywiście inne światy w każdym ujęciu, ale czyżby Japończyk chciał nam powiedzieć, że i on opisuje nam swoje doświadczenia, a nie tylko zamienia w słowa wytwory swojej wyobraźni? Bo przecież ten inny świat istnieje, czyż nie? Tylko nie możemy się do niego podłączyć, nasza świadomość nie potrafi oderwać się od ciała i jego cienia, które łącznie stanowią człowieka.
Główny bohater jest dość typowy dla Murakamiego, choć tym razem nie ma ani imienia ani nazwiska. Samotny, zagubiony, szukający swojego miejsca w świecie i drogi, która spełni jego oczekiwania. Inny, wyrzucony poza nawias, choć przecież całkiem zwyczajny zewnętrznie i wewnętrznie. Nie wiemy zbyt wiele o jego przeszłości, o tym, skąd pochodzi i jakie ma doświadczenia, poznajemy go u progu dorosłości, gdy przeżywa coś, co położy się cieniem na całe jego życie i tak naprawdę nada kierunek jego działaniom. Idzie krok po kroku przez życie, jak zwykle Murakami pokazuje nam go często w bardzo zwyczajnych sytuacjach, kiedy dzień po dniu idzie do pracy, gotuje sobie posiłki, chodzi na spacery. Mnie osobiście takie mocne osadzenie bohaterów w najzwyczajniejszej codzienności bardzo się w książkach tego autora urzekało. Dla niektórych może być to momentami nużące, dla mnie wręcz przeciwnie. Bo przecież z tego właśnie składa się nasze życie. Z nieustannego powtarzania pewnych czynności i zachowań, zdarzenia magiczne, czy nadzwyczajne to w sumie tylko margines - jak choćby możliwość napisania recenzji ( a raczej eseju, nie uzurpuję sobie prawa do oceniania) o nowej powieści wybitnego japońskiego pisarza.
Wielu wcześniejszych bohaterów Murakamiego miało wiele wspólnego z książkami i ich czytaniem. W Mieście i jego nieuchwytnym murze wszystko tak naprawdę kręci się wokół książek. Dla bohaterów książki czytanie jest istotą i sensem życia, najważniejszą czynnością codzienności, pozwalającą oderwać się od szarej rzeczywistości. Tu jest to czytanie książek, tam zaś… snów. Biblioteki stają się centralnymi miejscami przestrzeni realnej i magicznej, są też tak naprawdę jedynymi miejscami, w których można przeniknąć z jednego do drugiego ze światów. Te biblioteki to przyjazne, ciepłe miejsca, w których pracują dobrzy i mądrzy ludzie, swoiste azyle, w których można się skryć i zapomnieć o otaczającym nas szarym, smutnym świecie. Murakami zdaje się bardzo mocno akcentować, że świat bez literatury nie ma sensu, nie zastąpią jej dobra elektroniczne, media społecznościowe ani nic innego. Trudno sobie wyobrazić, by pisarz wypowiadał się w innym tonie, niemniej to mocny głos w dyskusjach o schyłku literatury jako takiej, o nadchodzącym niechybnie końcu pisarzy i pisarstwa.
Zaintrygowała mnie osobiście jedna z głównych postaci książki, sawant, którego nadzwyczajną umiejętnością jest pochłanianie książek i ich zapamiętywanie w całości. Klasyczny autyzm tej postaci, nie pozwalający na funkcjonowanie w rzeczywistym świecie jest kompensowany kompulsywnym wręcz czytaniem wszystkiego, co napisano i wydrukowano. Mnie sawantyzm od dawna fascynuje, wiele o nim czytałem, może dlatego ta postać wydaje mi się bardzo ważna odkąd tylko się pojawia na kartach powieści (choć wielu czytelnikom wyda się tylko dodatkowym smaczkiem w całości), niemniej w finale odgrywa istotną rolę. Nie napiszę o niej więcej, bo nie chcę nikomu odbierać przyjemności z lektury.
Miasto i jego nieuchwytny mur to bardzo przemyślana książka. Sam Murakami pisze w posłowiu, że jest nawiązaniem i rozwinięciem utworu, który napisał na początku literackiej drogi, z którego nie był zadowolony i który blisko trzydzieści lat przeleżał w szufladzie. Trzy dekady rozważań i trzy lata pisania - to widać, tu nie ma przypadkowej i zbędnej sceny i postaci, tu każde słowo ma znaczenie. Dlatego powieść będzie miała mnóstwo interpretacji, tyle samo, ile znajdzie czytelników. Mało tego, jestem przekonany, że za kilka lat, przy ponownej lekturze, książka przyniesie zupełnie odmienne refleksje. Dlatego nawet nie próbuję tu opisać wszystkich swoich wrażeń i myśli, które towarzyszyły mi przy lekturze. Początkowo powieść smakowałem, czytałem po kilkanaście stron, bo ten początek jest jakby nieco chaotyczny (też nieco zaskakujący bo już od początku mamy przenikanie dwóch światów, a we wcześniejszej twórczości Murakamiego świat magiczny pojawia się dość późno), ale od pewnego momentu nie mogłem się oderwać i tak naprawdę przeczytałem ją w dwa dni.
To jednak nie jest łatwa lektura, o nie. Ta książka wymaga myślenia i przemyślenia, jak zawsze zresztą u Murakamiego. Jednak jej czytanie to przyjemność, warto było czekać tak długo. Można ją śmiało postawić na półce obok Śmierci Komandora, czy Przygody z owcą. Czy to ostatnia ważna powieść Murakamiego? Swoisty pisarski testament? Trudno powiedzieć, wszak pisarz ma już 75 lat (albo dopiero, zależy jak patrzeć, długowieczność w Japonii bywa nadzwyczajna), jednak ostatnie zdania, ten finał, który dla wielu jest niezrozumiały i “słaby”, daje wiele do myślenia. Ja będę czekał na kolejne dzieło, bo to zawsze jest literatura przez duże “L”. Choć Murakami w 2024 roku to inny pisarz i człowiek niż ten w 2004 czy 2014.
Tytuł: Miasto i jego nieuchwytny mur
Autor: Haruki Murakami
Tłumacz: Anna Zielińska-Elliott
Premiera: 23 października 2024
Stron: 512
Wydawnictwo: Muza
Ocena 8/10
Bartosz Szafran
Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.