
Fotowoltaika pod presją: net-billing zamiast oszczędności przynosi straty
- Dodał: Jakub Klonowski
- Data publikacji: 05.05.2025, 12:46
Jeszcze niedawno panele fotowoltaiczne były symbolem oszczędności i ekologicznej odpowiedzialności. Dziś coraz częściej kojarzą się z rozczarowaniem. Dla wielu właścicieli instalacji PV słoneczne dni zamiast przynosić zysk, generują frustrację. Powodem jest obowiązujący system net-billingu, który – choć miał być bardziej sprawiedliwy – w praktyce prowadzi do strat.
Zyski topnieją w pełnym słońcu
Nowy system rozliczeń, który wszedł w życie z początkiem 2022 roku, miał zreformować rynek prosumencki. Zamiast opustów, prosumenci rozliczają się według godzinowych cen energii na rynku. Teoretycznie miało to promować efektywne zarządzanie produkcją i zużyciem prądu. W praktyce – przyniosło falę niezadowolenia.
W najbardziej słoneczne godziny, kiedy instalacje PV generują największe ilości energii, ceny na rynku hurtowym energii spadają do kilku groszy, a bywa, że nawet poniżej zera. Taka sytuacja ma miejsce, gdy sieć jest przesycona nadmiarem prądu i nie jest w stanie go efektywnie odebrać. W efekcie energia oddawana do sieci bywa... bezwartościowa.
Net-billing nie dla wszystkich
Pomysł wprowadzenia systemu net-billingu opierał się na logice wolnego rynku: cena energii ma odzwierciedlać jej realną wartość w danej godzinie. Jednak to rozwiązanie działa przede wszystkim na korzyść tych prosumentów, którzy mogą inwestować w dodatkową infrastrukturę – przede wszystkim magazyny energii.
Większość użytkowników domowych nie posiada akumulatorów, przez co nie ma możliwości zatrzymania nadmiaru wyprodukowanego prądu na wieczór, gdy jego wartość rośnie. W rezultacie, bez magazynowania, energia produkowana w szczycie słonecznym jest oddawana do sieci za grosze lub w ogóle bez wynagrodzenia.
Panele bez magazynu tracą sens
Obecny model premiuje tych, którzy dysponują technologią pozwalającą magazynować nadwyżki energii. Tylko wtedy można wykorzystać prąd w godzinach, gdy jego wartość jest wyższa – np. wieczorem. Dla przeciętnego użytkownika bez własnego akumulatora oznacza to utratę kontroli nad zyskami z fotowoltaiki.
Problemem jest też brak elastyczności: większość instalacji działa automatycznie i nie pozwala właścicielowi decydować, kiedy oddać energię do sieci, a kiedy ją zatrzymać. W rezultacie inwestorzy czują się pozbawieni wpływu na opłacalność własnej instalacji.
Frustracja zamiast oszczędności
System net-billingu, który miał być sprawiedliwszy, w rzeczywistości tworzy podział – na tych, którzy mogą inwestować w nowoczesne rozwiązania, i na tych, którzy polegają tylko na podstawowej instalacji PV. Dla tej drugiej grupy fotowoltaika przestaje się opłacać, zwłaszcza w miesiącach intensywnego nasłonecznienia.
Spadki cen prądu w godzinach szczytowej produkcji odbierają sens całej inwestycji. Zyski są znikome, a czasem nawet ujemne, bo nadmiar energii jest traktowany jako obciążenie dla sieci. To sytuacja, która wymaga pilnego przemyślenia i – być może – korekty systemu rozliczeń, zanim na rynku prosumenckim dojdzie do stagnacji.
Fotowoltaika nadal ma ogromny potencjał, ale obecny system net-billingu stawia wielu inwestorów pod ścianą. Bez domowego magazynu energii produkcja prądu w słoneczne dni traci na wartości. Jeśli rząd nie podejmie kroków w kierunku bardziej zrównoważonych rozwiązań, sektor prosumencki może wyhamować. Tymczasem hasło „darmowy prąd ze słońca” traci na wiarygodności – bo dziś za dużo słońca może oznaczać... finansową stratę.