Snooker - MŚ: O'Sullivan z awansem, Robertson i Gilbert z przewagą
- Dodał: Radosław Kępys
- Data publikacji: 17.04.2021, 23:38
Ronnie O’Sullivan jako pierwszy awansował do 2. rundy Mistrzostw Świata w snookerze, które w sobotę rozpoczęły się w Crucible Theatre w Sheffield. Anglik pewnie pokonał 10:4 Marka Joyce’a, grając słabo w pierwszej sesji i fenomenalnie w drugiej. Po pierwszych sesjach swoich meczów wysokie prowadzenie osiągnęli za to Neil Robertson i David Gilbert.
Tradycyjnie w pierwszy dzień zawodów w Crucible Theatre jako pierwszy przy stole stanął obrońca tytułu, którego miano w tym roku nosi Ronnie O’Sullivan. Los dla sześciokrotnego mistrza świata był całkiem łaskawy, bo w pierwszym swoim meczu trafił na debiutanta – Marka Joyce’a. Początek meczu obu panów to jednak spora mordęga – przeżywali ją nie tylko grający, ale też oglądający. Pierwszy frejm to sporo błędów po obu stronach i wygrana O’Sullivana. W drugim frejmie Anglik miał doskonałą okazję, by wyjść na prowadzenie 2:0, ale posłał czarną do kieszeni, a Joyce zrobił 58 w brejku i wyrównał. Ostatnie dwie partie przed przerwą należały do Ronniego – brejki 63 i 58 pozwoliły mu wyjść na prowadzenie 3:1. Po przerwie zdecydowanie lepiej wystartował Joyce, wbijając 66 punktów w podejściu, podczas gdy O’Sullivan odpowiedział najwyższym brejkiem w spotkaniu – 70 punktów. Kolejny frejm znowu był swego rodzaju festiwalem błędów, nie padł wysoki brejk, a Joyce wygrał 102:16. Wtedy, przy wyniku 4:3, znowu nadszedł lepszy moment Ronniego, który najpierw wygrał frejma bez wysokiego podejścia, później zaliczył 69 podczas jednej wizyty przy stole i prowadził 6:3.
Po powrocie do stołu w sesji wieczornej pierwszą partię wygrał Joyce, dochodząc na 6:4. O’Sullivan zaczął wbijać jako pierwszy, ale potem oddał stół. Po początkowym przestoju, potem jednak zobaczyliśmy taką „Rakietę”, jaką chcemy widzieć właściwie zawsze. W partii na 7:4 Ronnie wbił najpierw cztery singlowe czerwone w czterech kolejnych podejściach, by potem przy pierwszej poważnej szansie zbudować 58 w brejku. To było tylko preludium do tego, co sześciokrotny mistrz świata pokazał później. Najpierw prawie całkowite czyszczenie na 124, później jeszcze bardziej efektowne na 137 i panowie schodzili na przerwę przy rezultacie 9:4. Wiele wskazywało na to, że wrócą tylko na jedną partię i tak się stało. 8 punktów w ostatnim frejmie dał wbić Markowi Joyce’owi, sam zbudował w podejściu 112 punktów, wbijając trzecią setkę z rzędu i dzięki temu awansował do drugiej rundy, gdzie zagra z Anthonym McGillem lub Rickym Waldenem.
Ronnie O'Sullivan - Mark Joyce 10:4 (69:34, 22:73(58), 74(63):31, 66(58):2, 1:66(66), 82(70):15, 16:102, 68:56, 96(69):9, 25:68(55), 62(58):0, 124(124):0, 141(137):0, 128(112):8)
W sesji porannej nie udało się rozegrać pełnej puli przewidzianej na pierwszą sesję meczu Yanowi Bingtao i Martinowi Gouldowi. Początek obaj panowie grali dużo szybciej, niż koledzy z drugiego stołu, a właściwie robił to Yan, który w pierwszej partii zaliczył podejścia 59 i 60, a w drugiej dołożył 65 oczek. Gould, który początkowo miał problemy z tipem, wygrał jednak dwie kolejne partie i doprowadził do remisu, a gdy wrócił, przejął nawet inicjatywę. Najpierw w fenomenalnym stylu wykradł frejma rywalowi, gdy Yan zrobił 68 w podejściu, a Anglik odpowiedział wbitymi „na raty” 69 punktami. W kolejnym frejmie Bingtao nie popełnił już błędu i dzięki 73-punktowemu brejkowi doszedł na remis 3:3. Szczególna była za to partia na 4:3 dla Goulda, bo byliśmy świadkami pierwszej w tych mistrzostwach setki – 109 punktów. Ostatni frejm sesji był bardzo rwany, inicjatywa przechodziła z rąk do rąk, ale ostatecznie Chińczyk zwyciężył 80:39 i doprowadził do remisu 4:4. Jako, że trzeba było zwolnić arenę, zawodnicy skończyli po 8 frejmach zmagań.
Yan Bingtao - Martin Goluld 4:4 (119(59,60):7, 107(65):6, 56:58(54), 23:70, 68(68):69, 74(73):5, 0:115(109), 80:39)
Po południu do gry weszły kolejne dwie pary, w tym jedna, która już po eliminacjach była uważana za szlagierową. Mistrz świata z 2010 roku Neil Robertson podejmował ćwierćfinalistę tego turnieju z 2008 roku Lianga Wenbo, który od lat kręci się gdzieś w szerokiej czołówce. Zgodnie z przewidywaniami, pierwszą sesję zdominował Australijczyk. Mecz toczył się na wysokim poziomie, gdyż Robbo zaczął od brejków 79 i 59, przy czym w tych dwóch partiach rywalowi oddał ledwie dwa oczka. Trzeci frejm przyniósł odpowiedź Wenbo – brejka 71, ale przed przerwą Australijczyk zapakował pierwszą setkę meczu (i drugą całego turnieju) w wysokości 108 punktów. Po powrocie wszystko było tak, jak wcześnie. Robertson wygrał frejma ponad 70-punktowym podejściem, wychodząc na 4:1. Wenbo znowu na chwilę się obudził i nawet mimo początkowej przewagi Robertsona zaliczył 78-punktowe podejście. Kolejne dwa frejmy padły jednak znowu łupem Australijczyka. Przy wyniku 6:2 sytuacja Wenbo mogła się stać bardzo trudna, ale stanął on na wysokości zadania w ostatniej partii sesji. Najpierw wbił kapitalną czerwoną na początek brejka, później uratował podejście, gdy miał już na koncie 100 oczek przy jednej wizycie i ostatecznie skończył ze 126 punktami na liczniku, zmniejszając straty do wyniku 3:6.
Neil Robertson - Liang Wenbo 6:3 (79(79):2, 100(59):0, 27:73(71), 109(108):12, 71(71):0, 44:78(78), 63:42, 91(60):0, 0:126(126))
O ile całkiem dużo można napisać o meczu Robertson – Wenbo, co uczyniono powyżej, o tyle drugi mecz – Stephena Maguire’a z Jamiem Jonesem bardzo rozczarował w pierwszej sesji. Jedyne w miarę godne odnotowania podejście – 51 punktów, reprezentant Szkocji zaliczył w drugim frejmie. Był to jego ślad na drodze do prowadzenia 3:0, które zresztą szybko udało się uzyskać. Wydawało się, że Stephen będzie chciał jak najszybciej zdobyć przewagę, dzięki której już nie będzie się musiał martwić o losy tego meczu, a tu nagle… Jones się obudził. Wygrał partię przed przerwą na 1:3, a po niej jeszcze cztery kolejne i sensacyjnie wyszedł na prowadzenie 5:3. Ostatnia partia sesji to jednak inicjatywa Maguire’a, który zmniejszył stratę na 4:5. Poziom tego meczu okazał się jednak bardzo mizerny.
Stephen Maguire - Jamie Jones 5:4 (61:45, 87(51):0, 85:0, 12:59, 0:69, 48:62, 0:64, 28:64, 69:22)
Bardzo stremowany do swojego meczu drugiego w karierze meczu na Mistrzostwach Świata podszedł Chris Wakelin, co było widać w pierwszych trzech frejmach meczu z Davidem Gilbertem. Trzeba jednak przyznać, że rozstawiony zawodnik znakomicie to wykorzystał, wbijając kolejno brejki 60 oraz 132. Gdy już było 3:0, ostatniego frejma przed przerwą wygrał Wakelin, mimo że i w tamtym frejmie Gilbert miał szanse na wysokie punktowanie. Oddał jednak stół i rywal wbił 54 punkty. Gdy po przerwie obaj panowie wrócili do stołu, Gilbert na zwycięską ścieżkę wrócił w najlepszy możliwy sposób – wbił 111 punktów w brejku i prowadził już 4:1. Znakomita gra Gilberta dała mu też wygrane w kolejnych frejmach. Wakelin miał swoje szanse – w 6. frejmie miał 33 punkty przewagi, dwie partie później 27 oczek różnicy, ale rywal wbijał kolejno brejki 50, 90 i 100 punktów, co wystarczyło, by objąć prowadzenie 7:1. Ostatni frejm, w którym inicjatywa przechodziła z rąk do rąk, padł łupem Wakelina. Zmniejszył on straty do pięciu frejmów, ale jutro i tak będzie w trudnej sytuacji.
David Gilbert - Chris Wakelin 7:2 (69(60):9, 132(132):0, 67:8, 40:70(54), 114(111):14, 65(50):50, 90(90):0, 100(100):27, 20:91)
Radosław Kępys
Mam 30 lat. W październiku 2017 roku uzyskałem dyplom magistra Politologii na Wydziale Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Wcześniej od 2015 roku pisałem dla igrzyska24.pl. Odpowiedzialny za biathlon, kajakarstwo, pływanie, siatkówkę i siatkówkę plażową, ale w tym czasie pisałem informacje z bardzo wielu sportów - od lekkiej atletyki po narciarstwo alpejskie. Sport to moja pasja od najmłodszych lat i na zawsze taką pozostanie. Poza nim uwielbiam dobrą literaturę, dobrą muzykę i dobre jedzenie. Interesuje się też historią najnowszą i polityką.