Innsbruck 2018: trasy kolarskich mistrzostw świata
- Data publikacji: 22.09.2018, 13:28
Już jutro rozpoczną się mistrzostwa świata w kolarstwie szosowym w austriackim Innsbrucku. Poniżej prezentujemy trasy wszystkich wyścigów, które rozgrywane będą przez najbliższe 8 dni.
O trasach mistrzostw świata w Innsbrucku mówiło się już od kilku lat. Z autopsji jednak wiemy, że jest tam ciężko, bardzo ciężko albo piekielnie ciężko. Już od niedzielnych drużynowych czasówek zawodnicy i zawodniczki będą musieli naprawdę się postarać, by wytrzymać rywalizację w pełnym wysiłku.
Na początek, podobnie jak najmocniejsi kolarze na świecie, zajmiemy się „drużynówkami”. W przypadku Elity Pań, rywalizacja rozegra się na stosunkowo płaskiej trasie z Otzal do Innsbrucka. 54 kilometry rywalizacji będą stać głównie pod znakiem lekko opadającej szosy, która może pozwolić rozwinąć naprawdę wysoką średnią prędkość.
W przypadku Panów sytuacja nie wygląda już tak „delikatnie”. Wszystko przez srożący się podjazd pod Axams, umiejscowiony w drugiej części rywalizacji, kiedy kolarze będą już mocno zmęczeni. To nieco ponad czterokilometrowe wzniesienie może wnieść bardzo dużo zamieszania, co też może mieć wpływ na ostateczne wyniki. Może czas na niespodziankę?
Kiedy drużynówki już się skończą, przyjdzie czas na indywidualne czasówki. Organizatorzy przygotowali trzy różne warianty trasy, różniące się trudnością oraz terenem. Na początek przyjdzie nam obejrzeć niespełna 21-kilometrową wersję między Wattens i Innsbruckiem, przejeżdżaną przez juniorki.
Później przyjdzie czas na rywalizację orlików, juniorów i elitę Pań. Filip Maciejuk, Damian Papierski czy nasze kobiety powalczą na dokładnie tym samym, prawie 28-kilometrowym wariancie, także prowadzącym z Wattens do Innsbrucka. Różnicą względem wyścigu juniorek będzie nie tylko dystans, ale także niewielki podjazd w pierwszej części rywalizacji.
W środę przyjdzie czas na ostatnią, najgłośniejszą czasówkę, czyli tą elity mężczyzn. Ona będzie już zupełnie inna. Najlepsi czasowcy na świecie rozpoczą bowiem walkę w najmniejszym mieście w Austrii – Rattenbergu, by po 30 kilometrach jazdy wzdłuż rzeki Inns rozpocząć podjazd pod Gnadenwald. To pięciokilometrowe wzniesienie może zdecydowanie ułatwić rywalizację zawodnikom lubiącym jazdę w górach, a znacząco ją utrudnić klasycznym czasowcom takim jak Maciej Bodnar. Czy będzie podobnie jak w Rio? Może nie aż tak ciężko. Ale na pewno ciekawie.
Kiedy wszystkie czasówki zostaną już rozegrane, przyjdzie czas na walkę w wyścigach ze startu wspólnego. Tutaj wszystko rozegra się na podobnej trasie. Wszystko będzie się rozpoczynać w Kufstein (poza wyścigiem juniorek), a kończyć na trudnych rundach w Innsbrucku.
Zacznijmy od wspomnianego wyścigu juniorek. Najmłodsze zawodniczki będą miały do pokonania 71,7 kilometra, na których czekać będą dwa podjazdy – jeden pod Gnadenwald i jeden pod Park Olimpijski na rundzie w okolicach stolicy Tyrolu. Dla nich to z pewnością wystarczająco.
W pozostałych wyścigach pierwsze 85 kilometrów będzie identyczne. Do pokonania będzie bowiem nieco ponad 60 płaskich kilometrów i podjazd pod Gnadenwald, znany z czasówki elity mężczyzn. Jedyną zmienną będzie liczba rund z podjazdem pod Park Olimpijski. Podjazdem potwornie nierównym. Można tam bowiem znaleźć praktycznie płaskie odcinki w Aldrans i Lans, a także strome ścianki pomiędzy miejscowościami. Z pewnością możemy powiedzieć, że zdecydowanie najtrudniej będzie na wyjeździe z Lans, gdzie nachylenie wyraźnie przekracza 10%.
Idąc z kolejnością, kilometraż i ilość rund będą wyglądać następująco:
Juniorzy – 132 km, 2 rundy
Orlicy – 180 km, 4 rundy
Elita Kobiet – 156 km, 3 rundy
Na koniec to, na co chyba wszyscy czekamy, czyli wyścig ze startu wspólnego mężczyzn – długi, trudny, męczący… być może legendarny. Elita będzie miała do pokonania 258,5 km (265 km z dojazdem do startu ostrego). Na początek klasyczny dojazd z podjazdem pod Gnadenwald. Później aż 6 okrążeń z pojedynczym podjazdem do Parku Olimpijskiego, a na koniec… Olympia oraz legendarne już, wyciskające łzy, przypominające najprymitywniejsze uczucia Holle, czyli piekło. Tak ciężki, ostatni podjazd mistrzostw świata zdarza się po raz pierwszy i niewykluczone, że ostatni. W końcu około 15 kilometrów przed metą kolarze będą mieli jeszcze do pokonania 3-kilometrową ściankę o średnim nachyleniu 11,5%, a maksymalnym dochodzącym do 27%. Co więcej, ostatnie 900 metrów wspinaczki przypomina wszystkie lekcje biologii. Tam bolą nawet usta, uszy czy ogólnie rzecz biorąc mięśnie twarzy. Co więcej, do mety prowadzić będzie trudny, techniczny zjazd, który kolarze będą pokonywać nie znając swoich nazwisk. To nie będzie wyścig, a walka o przetrwanie.