Niby autobiografia, a jednak autoparodia - „Niewidzialna wojna” [RECENZJA]
Patryk Vega/YouTube

Niby autobiografia, a jednak autoparodia - „Niewidzialna wojna” [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 30.09.2022, 23:43

W kinach znowu pojawiła się abominacja Patryka Vegi (filmem tego nie nazwę, bo to obraza dla tego tworu), tak więc postanowiłem się poświęcić i to zobaczyć. Niby człowiek nie spodziewał się zbyt dużo, ale to co tam ujrzał, jak zwykle, przekroczyło wszelkie mierniki głupoty.

 

Niewidzialna wojna to autobiografia (parodia) Patryka Vegi w formie przypominającej film. Oto możemy poznać historię tej jakże niezwykłej persony, od maleńkiego grzdyla, co to latał po szczytach gór, aż po człowieka, który na lata zepsuł obraz polskiej kinematografii. W tle przewija się mafia, masa narkotyków i kobiety, ale... NIE MA REKLAMY CINKCIARZA.

 

Dobra, zacznę od tej reklamy Cinkciarza, bo to punkt wyjściowy do całego mojego wywodu. Generalnie, po niezwykle zabawnej sekwencji z owym kantorem w Miłości, seksie i pandemii, postanowiono zrezygnować ze współpracy. Nie jest jednak tak, iż Vega nie reklamuje niczego (jakoś kasę nabić trzeba), a więc chwyta się już tego, co akurat było na tyle zdesperowane, aby się tam pojawić. Nie widzimy więc zachłannej siostry zakonnej, a zamiast tego mamy dietę pudełkową.

 

Piszę, że jest to punkt wyjściowy, bo brak Cinkciarza to jedna z kilku rzeczy, których nie ma w tej abominacji. Inną z nich jest obsada. Czuć, że nazwisko Vega stało się już wstydem dla aktorów, tak więc żadna szanująca się osoba w branży, nie dołączyła do obsady. Rafał Zawierucha bierze wszystko co mu dają (jego teksty o przyostrzaniu ze zwiastuna innego filmu będą mi się chyba śniły), natomiast Anna Mucha już kończy swoją karierę i tylko Kogel Mogel był nią jeszcze zainteresowany. Szkoda tylko Artura Dziurmana, ale rozumiem, że trzeba było wziąć małą robótkę przed nowym God of Warem i tam nam to wynagrodzi.

 

Ujmuję wszystko zbyt ogólnie, tak więc pozwolę sobie przejść do punktowania najważniejszych wad, jakie posiada ta abominacja. Przede wszystkim, główny bohater to zwykły chytrus, który całe życie mówi o tym, jakie to pieniądze będzie miał, ale w sumie to jedynie kradnie, aby spłacać długi. W tym wszystkim oczywiście popiera go mamusia, ratująca w razie czego swojego synka, bo AKURAT ZNA LASKĘ, CO SPAŁA Z KOLESIEM Z MAFII. A, no i Vega praktycznie wcale nie przeklina, bo jak robi film o sobie, gdzie Chrystus jest ważny, to kurwychuje idą na bok.

 

Poza tym zabawnym jest, jak ta abominacja staje się na swój sposób meta. Oto na ekranie widzimy człowieka, który ma FENOMENALNE SCENARIUSZE, którymi zachwycają się wszyscy. I niby fajnie, ale to, co my oglądamy na ekranie, to też podobno film, a przynajmniej PODOBNO napisano do niego scenariusz i dialogi. Te ostatnie brzmią rodem z Ukrytej prawdy czy innego paradokumentu, więc obserwowanie zachwytu na temat starych prac jest... nieco nierealne. Zaleta jest taka, że przez kilka sekund widzimy sceny z innych filmów np. Gwiezdnych wojen, więc chociaż przez moment mamy coś dobrego na ekranie.

 

Inną zabawną kwestią jest owe nawrócenie protagonisty. Oczywiście mieliśmy już okazję słuchać o tym m.in. w wywiadzie u Karola Paciorka, natomiast tutaj pokazuje dokładne szczegóły. Sprowadzają się one jedynie do O NIE, JESTEM ZŁYM CZŁOWIEKIEM, BOŻE RATUJ MNIE, a potem Bóg stwierdza, że w sumie to spoko i DA MU WENĘ, aby ten pisał lepsze filmy o braku szacunku do kobiet. Genialny obraz Katolicyzmu, ale skoro miała być CAŁA PRAWDA, to chyba prawdziwy.

 

Podoba mi się jednak, jak w filmie pada zdanie od Księdza (po kolejnym nawróceniu), że teraz Bóg ześle na Vegę wenę i wszystko będzie super. No tak, tylko jest to okres, w którym powstały: Bad Boy, Pętla, Small World oraz nowy Pitbull. Jakby nie patrzeć, żadne z nich nie odniosło sukcesu, więc po tamtym tekście, otrzymujemy szybki skok czasowy, aby nie dyskutować o ocenach. Sprytne, ale zarazem bardzo głupie.

 

Innym momentem, który absolutnie uwielbiam, jest okres, kiedy to Veguś lubił jeść (no dobra, WPIERDALAĆ) i stał się dosłownie WIELKI. Charakteryzacja Rafała Zawieruchy mogła sporo kosztować, tak więc postanowiono... wziąć innego aktora. Nie chciano jednak, aby widz czuł się niekomfortowo, tak więc Rafał nagrał kwestie, a potem dopasowano je do ust innego aktora. Mogło to nawet wyjść, gdyby nie... różnica w nagraniach dźwięku. Bo tak się składa, że te nagrano w studiu, ale pozostali mówili już na planie, a więc zaistniała różnica w pogłosie. To absolutnie wybitny fragment.

 

Mógłbym się jeszcze długo użalać nad tym czymś, a szczególnie nad tłumaczeniem porażki krytycznej Botoksu przez działania środowisk antyaborcyjnych, ale to już za dużo. Dość czasu straciłem na seansie, choć mam nadzieję, że moje narzekania zmotywowały wszystkich, żeby nie iść do kina. Nie wspierajmy tego łajna, jakim karmi nas Vega i najlepszym czynem, jest po prostu odpuszczenie sobie seansu. Ja byłem, aby inni nie musieli i mam nadzieję, że moja krytyka dostarczyła więcej udanych wrażeń, niż zrobiłaby to omawiania abominacja.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl