Meksykańskie piekło w Warszawie - relacja z koncertu Hocico
- Dodał: Karol Truszkowski
- Data publikacji: 20.08.2023, 14:57
Za nami kolejny polski koncert Hocico. Meksykański duet zaprezentował się tym razem na scenie klubu VooDoo w Warszawie. Zapraszamy do zapoznania się z relacją z piekielnie dobrego występu.
Od paru dni znowu w kraju panują upały, ale w piątek (18.08) bez wątpienia było najgoręcej w warszawskim klubie VooDoo za sprawą koncertu Hocico oraz supportującego krakowskiego duetu Blake x Listopad. Polscy wykonawcy zafundowali bardzo dziwaczne show z świetnymi melodiami i elementami BDSM. Bardzo mocne uderzenia, bardzo dziwny i intrygujący wokal, a ponadto dużo humoru. Początkowo jednak wydawało się, że występ nie będzie niczym specjalnym, ale im dalej w las, tym było lepiej, dała o sobie znać moc syntezatorów i głosu, wzbudzając swego rodzaju odrazę i niepokój. Muzyka duetu była faktycznie - jak to określił wokalista - plugawa. Panowały klimaty mroku i - w pozytywnym znaczeniu - śmieci. Krakowianie wydali swój debiutancki album w zeszłym miesiącu, a już zapowiedzieli, że wkrótce ukaże się kolejny krążek. Chętnie się z nim zapoznam.
Po krótkiej przerwie przyszła pora na danie główne. Meksyk znajduje się na jednym z najbardziej aktywnych tektonicznie obszarów świata i stanowi element tzw. „pierścienia ognia”, dużo jest tam gór i wulkanów. Występ Hocico w punkt odzwierciedlał te warunki. Absolutne szaleństwo i wysoka temperatura opanowały klub już przy pierwszym utworze, czyli Broken Empires, a potem napięcie tylko rosło. Ja już po ok. trzech piosenkach nie wiedziałem co się dzieje. Upał dawał o sobie ostro znać, pot lał się strumieniami, na szczęście zapał był od czasu do czasu gaszony przez Erka, który podawał fanom wodę (tak naprawdę to rozlewał ją na twarze, ale jak zwał, tak zwał). W pamięci uczestników na pewno zapisze się moment, w którym wokalista zszedł ze sceny i bawił się w samym środku tłumu podczas grania Dead Trust. Miał on świetny kontakt z fanami, kiedy Rasco fundował totalnie wybuchowe melodie i ze stoickim spokojem stał gdzieś w głębi sceny. W tym wszystkim szkoda mi tylko, że zabrakło aż trzech piosenek, których oczekiwałem najbardziej, czyli The Shape Of Things To Come, Forgotten Tears i Odio En El Alma. Ale nie ma co narzekać, bo to był najlepszy, przepełniony adrenaliną klubowy koncert świata. To nie pierwszy raz, gdy Hocico zawitał do Polski i mam nadzieję, że w najbliższych latach utrzymają regularność swoich wizyt nad Wisłą. Polecam każdemu przekonać się na własnej skórze, że meksykańska muzyka to nie tylko La Cucaracha itp. A tymczasem czas na odpoczynek i spokój przy książce pt. Until My Throat Bleeds, czyli zbiór poematów Erka, jego wspomnień i uczuć z różnych momentów jego życia.
Karol Truszkowski
Miłośnik geografii, historii XX wieku, ciężkiej muzyki i japońskiej popkultury. Absolwent Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego.