EBL: zwycięstwa faworytów w sobotnich spotkaniach
- Dodał: Marcin Weiss
- Data publikacji: 09.01.2021, 21:13
W najciekawszym sobotnim meczu w Energa Basket Lidze Stal Ostrów Wielkopolski rozbiła Trefla Sopot 95:73. W innym spotkaniu Wilki Morskie wygrały we Włocławku z Anwilem 78:75, a całości dopełniło starcie Polpharmy ze Śląskiem, z którego zwycięsko wyszli podopieczni Olivera Vidina.
Jako pierwsi w sobotnie popołudnie na parkiet wybiegli zawodnicy Trefla Sopot, których podejmowała u siebie Stal Ostrów Wielkopolski. Obie drużyny prezentowały w ostatnich tygodniach doskonałą formę - Stal wygrała pięć kolejnych spotkań, a goście zwyciężali w trzech ostatnich meczach. Można było więc oczekiwać starcia na wysokim poziomie.
Od samego początku spotkanie było jednak bardzo jednostronne. Stal szybko objęła kilkupunktowe prowadzenie (9:2) i o czas musiał poprosić trener Trefla - Marcin Stefański. Nie przyniosło to oczekiwanego skutku, a przewaga gospodarzy powiększała się z każdą akcją. Ostrowianie świetnie prezentowali się w ataku, grając na bardzo wysokiej skuteczności oraz zdobywając wiele punktów z szybkich ataków. Trefl z kolei popełniał bardzo dużo błędów, bardzo często popełniał proste straty, a jego gra w obronie praktycznie nie istniała. Efektem była przegrana pierwsza kwarta w stosunku 13:30. W kolejnej odsłonie goście poprawili swoją grę w obronie, zmuszając zawodników Stali do oddawania trudniejszych rzutów, jednak wciąż brakowało im odpowiedniej egzekucji własnych akcji ofensywnych. W końcówce kwarty gospodarze zrobili jeszcze mały serial punktowy, po którym schodzili na przerwę z prowadzeniem 52:27. Najważniejszymi statystykami pierwszej połowy były zdecydowanie straty (Stal - 5, Trefl - 15) oraz skuteczność rzutów dwupunktowych ostrowian - trafili 16 z 18 prób (88%).
Drugą część spotkania Trefl rozpoczął ze zmienionym planem ofensywnym. W kilku kolejnych akcjach koledzy dostarczyli piłkę do Olejniczaka, a środkowy gości skutecznie radził sobie pod koszem, zdobywając łatwe punkty. Gospodarze szybko znaleźli odpowiednie rozwiązanie przeciwko tej zagrywce i odzyskali pełną kontrolę nad meczem. Ostatecznie po trzeciej kwarcie różnica pomiędzy drużynami pozostała na dokładnie takim samym poziomie, a fantastycznym rzutem za trzy punkty równo z syreną kończącą odsłonę popisał się Garbacz. Czwarta odsłona była więc już tylko walką o punkt bonusowy - Trefl wygrał pierwsze starcie różnicą 16 punktów - ale Stal nie pozwoliła sobie na chwilę dekoncentracji i spokojnie utrzymała przewagę nad rywalem, wygrywając mecz 95:73.
Było to już szóste kolejne zwycięstwo Stali, która kontynuuje swoją wspinaczkę w tabeli, a po meczu awansowała na drugie miejsce. Ciężko wyróżnić tylko jednego zawodnika z ekipy gospodarzy, ale nie można nie wspomnieć o podwójnej zdobyczy Greena (14 punktów oraz 11 asyst), a także świetnym występnie Sobina (18 punktów na skuteczności 87,5%, 8 zbiórek).
Stal Ostrów Wielkopolski - Trefl Sopot 95:73 (30:13, 22:14, 23:23, 20:23)
Stal: Sobin 18, Smith 17, Garbacz 15, Green 14, Moore 11, Mokros 7, Ryżek 6, Lindbom 5, King 2, Wojciechowski 0
Trefl: Omot 17, Moten 16, Olejniczak 11, Gruszecki 8, M. Kolenda 7, Leończyk 4, Haws 3, Ł. Kolenda 3, Kowalenko 2, Ziółkowski 2, Paliukenas 0
W innym meczu 21. kolejki Energa Basket Ligi Anwil Włocławek podejmował we własnej hali Kinga Szczecin. Faworytem spotkania byli przyjezdni ze Szczecina, zajmujący 8. miejsce w tabeli - ostatnie premiowane awansem do fazy play-off.
Gospodarze grający po raz drugi pod wodzą Przemysława Frasunkiewicza, znakomicie weszli w spotkanie. Świetnie prezentował się Ivan Almeida i w dużej mierze dzięki niemu Anwil prowadził nawet ośmioma punktami. Po dobrym początku miejscowych mecz zaczął się odwracać na korzyść gości, którzy jeszcze w pierwszej kwarcie zdołali objąć prowadzenie 20:17. Dobre zawody w zespole ze Szczecina rozgrywali Cleveland Melvin oraz Mateusz Zębski. Duże punkty z ławki dorzucił również debiutujący w polskie lidze Maciej Lampe. Druga kwarta przebiegła pod dyktando gości, którzy konsekwentnie powiększali prowadzenie, kończąc ją wynikiem 48:38. Pierwsza połowa spotkania stała na dość przeciętnym poziomie. Oba zespoły popełniały wiele strat, zwłaszcza Anwil, który popełnił ich 12. Słabo wyglądała też skuteczność obu ekip, która nie przekraczała 40%.
Początek trzeciej kwarty nie przyniósł zmian w grze obu drużyn. King Szczecin przeważał i dalej budował przewagę punktową. Wspomniana wcześniej trójka graczy otrzymała wsparcie od reszty zespołu, co zaowocowało nawet 20 punktową przewagą w połowie trzeciej części gry. W tym momencie doszło do rozluźnienia w zespole gości, a gracze Anwilu złapali oddech, niwelując stratę do 13 punktów na koniec kwarty. Początek ostatniej odsłony meczu to koncert gry obronnej Włocławian, którzy nie stracili punktów w przeciągu pięć minut i doszli rywali na cztery punkty. Od tego momentu gra stała się wyrównana i pozostała taka do końca spotkania. Na niespełna pięć sekund przed końcem spotkania, po rzutach osobistych Melvina, goście prowadzili trzema punktami. Doprowadzić do dogrywki rzutem za trzy próbował jeszcze Rotnei Clarke, ale spudłował, a mecz zakończył się wynikiem 78:75 dla ekipy ze Szczecina. Zwycięstwo pozwoliło przesunąć się gościom na 7. miejsce w tabeli, wyprzedzając Polski Cukier Toruń o dwa punkty. Gospodarze natomiast pozostali na 14. pozycji w klasyfikacji z coraz mniejszymi szansami na kwalifikację do play-off.
Anwil Włocławek - King Szczecin 75:78 (17:20, 21:28, 20:23, 17:7)
Anwil: Zamojski 16, Almeida 15, Clarke 11, Mielczarek 11, Lichodiej 9, Sulima 7, Tomaszewski 4, Radić 2, Pluta 0, Jones 0, Piątek 0
King: Melvin 18, Zębski 17, Lampe 15, Brown 7, Schenk 6, Czerlonko 5, Wilczek 3, Thomas 3, Bartosz 2, Ware 2, Kikowski 0, Fakuade 0
W Starogardzie Gdańskim Kociewskie Diabły podjęły w ostatnim sobotnim meczu Śląsk Wrocław. Mimo sporej różnicy między miejscami obu zespołów w tabeli, niełatwo było spisywać na porażkę podopiecznych Roberta Skibniewskiego. Przez całą pierwszą kwartę utrzymywali oni dystans do faworyzowanego Śląska i po premierowej odsłonie przegrywali różnicą jedynie pięciu punktów.
Wskazówki Olivera Vidina szybko dały jednak efekt. Wrocławianie doskonale weszli w kolejną część gry i rozpoczęli drugie dziesięć minut od serii 6:0. Osiągnęli dwucyfrową przewagę i wydawało się, że w pełni przejmują kontrolę nad meczem. Wtedy do gry ponownie powróciła Polpharma. Steven Haney i Trevon Allen podgonili nieco wynik, a na przerwę koszykarze schodzili z utrzymanym status quo (47:53).
Trzecią kwartę od zrywu ponownie rozpoczęli goście. Różnica między ekipami zaczęła zachowywać się jak harmonia. W jednym momencie rozciągała się do ponad 10 punków, by w innym kurczyć się do liczby oczek, którą można zniwelować jednym posiadaniem. Cały czas prowadzenia nie oddawali jednak koszykarze ze stolicy Dolnego Śląska, którzy w pewien sposób panowali nad wydarzeniami na parkiecie.
Końcówka nie różniła się znacząco od tego, co pokazywały oba zespoły przez pierwsze pół godziny gry. W pewnym momencie 87:80 prowadzili przyjezdni, a za chwilę ponownie czuli oddech rywala przy stanie 87:85. Od tego momentu piąty bieg włączyli jednak zawodnicy Olivera Vidina, a trójka Kyle'a Gibsona ostatecznie przesądziła o zwycięstwie wrocławian. Ci zapisali tym samym 14 triumf w sezonie i ponownie mogą cieszyć się z miejsca w pierwszej czwórce tabeli Energa Basket Ligi.
Polpharma Starogard Gdański – Śląsk Wrocław 87:103 (21:26, 26:26, 25:26, 15:25)
Polpharma: Allen 22, Surmacz 20, Furstinger 14, Haney 14, Washington 8, Kowalczyk 7, Itrich 2, Chorab 0
Śląsk: Stewart 30, Gibson 18, Ramljak 15, Dziewa 14, Jovanović 12, Tomczak 6, McCauley 6, Gabiński 2, Szlachetka 0
Przygotowali: Marcin Weiss, Andrzej Kacprzak, Igor Wasilewski
Marcin Weiss
Zarywam noce dla amerykańskiej ligi NBA, ale moje sportowe zainteresowania wykraczają daleko poza koszykówkę. Skoki, żużel, tenis, snooker — zwyczajnie wszystko.