CS:GO: ESL Pro League - Astralis kończy serię Virtusów, Fnatic z pierwszym zwycięstwem
- Data publikacji: 28.03.2021, 00:10
Trzeci dzień zmagań w grupie D. Ciasnota między zespołami była niemiłosierna. Jedynie Virtusi wciąż byli niepokonani, zaś Fnatic nadal szukało swojego pierwszego zwycięstwa.
Fnatic 2:1 Evil Geniuses
Póki co Szwedzi mieli tylko i wyłącznie kłopoty. Zespół nie wygrał w pierwszych dwóch spotkaniach nawet mapy, zajmując miejsce na szarym końcu całej szóstki. EG zaliczyło już z kolei dwie najtrudniejsze serie z Astralis i Virtusami, gdzie z Duńczykami udało im się wygrać cały mecz.
Trzecia seria spotkań grupy D i dopiero pierwszy Train. Na mapę pełną wagonów kolejowych zdecydowało się Fnatic. Szwedzi dość desperacko szukali metody na sukces, po katastrofalnych występach m.in. na Inferno i Overpassie. Wygląda jednak na to, że tym razem wybór był trafny. Fnatic zagrało solidne terro, kończąc złudzenia rywala po zamianie stron. Trzeba zaznaczyć ogromny impakt nowej twarzy, Jackinha. Młody gracz nadrabiał za słabiej dysponowanych Goldena i JW, spisując się z AWPą momentami lepiej od głównego snajpera składu. Być może to jest jakaś recepta na ostatnią nieporadność zespołu.
Rozpływanie się nad przełamaniem Fnatic długo nie trwało. Inferno jest ewidentnie ich piętą achillesową, bowiem przeciwko EG ciężary były ogromne. W roli antyterrorystów, Szwedzi zostali praktycznie poniżeni przez przeciwnika. EG zagrało jako kolektyw, dużo lepiej zgrany i przygotowany od rywala. Doprowadzenie do remisu jak najbardziej zasłużone. Szykowała się trzecia mapa.
Tą był w tym wypadku równie rzadko widywany co Train, Mirage. Starcie zresztą przebiegło równie podobnie co pierwsza mapa. Porządna strona atakująca i dopięcie kwestii wyniku w drugiej połowie przez Fnatic. Ponownie uaktywnił się Jackinho, dla którego była to najprawdopodobniej najlepsza z dotychczasowych serii w barwach organizacji. Sytuację EG starali się ratować cerq z oBo, ale bezskutecznie. Tym samym Fnatic zgarnęło pierwsze zwycięstwo w EPL, ale styl dalej pozostawia wiele do życzenia. Pierwszym mankamentem, który rzuca się w oczy przy grze zespołu jest na pewno bardzo słaba pozycja snajpera. JW nie wyrabia, "Wonderchild" nie prezentuje już takiej magii jak przed kilkoma laty. Dzisiaj to nie przeważyło o porażce, ale na dłuższą metę nie da się tak funkcjonować.
NOT DEAD YET. @FNATIC ????#ESLProLeague pic.twitter.com/y3Ropw7qQP
— ESL Counter-Strike (@ESLCS)
Train 16:11 (8:7; 8:4)
Overpass 7:16 (3:12; 4:4)
Mirage 16:11 (8:7; 8:4)
Astralis 2:1 Virtus. pro
Definitywnie hit dzisiejszych zmagań. Astralis ostatnio nie prezentowało oczekiwanego poziomu, w odróżnieniu do Virtusów, którzy wyrośli na absolutnie topową siłę na scenie. Presja ciążyła na Duńczykach, mających nota bene gorszy bilans w EPL od Kazachów.
Na start Inferno - praktyczny pewniaczek Niedźwiedzi. Czemu? A no temu, że Virtusi w tym roku jeszcze ani razu na tej mapie nie przegrali. Jak mówi jednak powiedzenie: "Nic nie trwa wiecznie". I dzisiaj wspaniała seria Kazachów posypała się jak domek z kart. Przełamanie Astralis kosztowało sporo wysiłku, ale dzięki kapitalnemu prowadzeniu gla1ve'a po stronie atakującej, cel udało się osiągnąć. Niedźwiedziom zabrakło najprawdopodobniej magii YEKINDARA, który po raz pierwszy w EPL zszedł z ratingiem poniżej jedynki (0.90).
Kilka razy przy relacjonowaniu ESL Pro League zaznaczałem poszczególne mapy jako "laurki" całego turnieju. Spektakularny Dust2 między Na'Vi, a Gambit, który zajmował pod tym kątem pierwsze miejsce został chyba dzisiaj pobity. Batalia Astralis z Virtus. pro na Trainie to starcie z gatunku tych, w których człowiek obgryza paznokcie ze zdenerwowania do ostatniej rundy. Pełne trzydzieści rund plus trzy dogrywki! Być może zabrakło tym razem tylu spektakularnych zagrań co w przypadku wyżej wspomnianych derbów CIS, ale zawzięcie i upór jak najbardziej godne szacunku. Ostatecznie minimalnie lepsi okazali się Kazachowie. Topowa seria to i potrzeba było trzech map by ją rozstrzygnąć.
Nie sposób by ostatnie Vertigo dorównało poprzedniemu Trainowi, ale była to chyba najspokojniejsza mapa ze wszystkich. O ile w pierwszej połowie było bardzo wyrównanie, tak po zamianie stron Astralis nie zostawiło suchej nitki na rywalach. Buster (26-17) dwoił się i troił by ratować swój zespół z opresji, ale duńskie wyrachowanie przerosło możliwości Kazachów. Wygrana dev1ce'a i spółki robi jeszcze większy rozgardiasz w tabeli. Tak napiętej sytuacji nie było na tym etapie w żadnej z wcześniejszych grup.
Revenge secured! ???? @AstralisCS#ESLProLeague pic.twitter.com/z6rSiskiTS
— ESL Counter-Strike (@ESLCS)
Inferno 16:13 (7:8; 9:5)
Train 23:25 (4:11; 11:4; OT 8:10)
Vertigo 16:9 (8:7; 8:2)
Endpoint 0:2 Team Liquid
Zarówno Endpoint jak i Liquid swoje punkty dotychczasowo zdobywały kosztem Fnatic. Dzisiejsze starcie miało spore znaczenie dla rozkładu zestawienia, bo obie strony zaliczyły też już swoje pierwsze porażki, a okazji do poprawy bilansu jest coraz mniej.
Brytyjczycy klasycznie dla siebie wybrali Inferno. Dotychczasowo ogromny wpływ na grę zespołu mieli tutaj przede wszystkim CRUC1AL z flameZem i tym razem było zresztą podobnie. W szeregach Liquid również wykształcił się jednak lider, na którego wykreował się NAF. Rumaki rozegrały solidne CT, przejmując inicjatywę spotkania także w roli agresorów, mimo przegranej drugiej pistoletówki. Endpoint zabrakło charakteru i być może trochę szczęścia jakimi emanowali w piątek. Porażka na własnym picku była niepokojącym sygnałem Z Virtusami też zaczęli serię od porażki na Inferno i wiadome jak się to skończyło.
O ile na pierwszej mapie Endpoint popełniało głównie drobne pomyłki, które uderzyły w nich w ostatecznym rozrachunku efektem kuli śnieżnej, tak na Vertigo były to już kolosalne błędy. A szkoda, bo Brytyjczycy zagrali dobrą, na dodatek zwycięską pierwszą połowę. Schody zaczęły się po przerwie - Liquid praktycznie nie dopuściło przeciwnika do bombsiteów (ledwie trzy razy podłożona bomba, z czego raz doszło do wybuchu), błyskawicznie odwracając losy spotkania. Śmiało można powiedzieć, że w tym wypadku wygrało doświadczenie i ogłada topowego zespołu. Nieopierzone jeszcze w zmaganiach na szczycie Endpoint nie zdołało dorównać hegemonowi z Ameryki Północnej, co bądź co bądź skomplikuje ich plany awansu do play-offów.
.@FalleNCS WITH THE TAPS TO END THE MAP! ????????????#ESLProLeague pic.twitter.com/gQARxKxAs8
— ESL Counter-Strike (@ESLCS)
Inferno 12:16 (6:9; 6:7)
Vertigo 9:16 (8:7; 1:9)
Tydzień zakończy czwarta seria spotkań. Najpierw Fnatic zmierzy się z Virtus. pro, następnie Astralis zagra z Endpoint, a wieczorem derby NA - Liquid kontra Evil Geniuses. Pełna drabinka, klasyfikacja i terminarz znajdują się na oficjalnej stronie ESL Pro League.