EURO 2020: nie tak to miało wyglądać - analiza meczu Polska - Słowacja
- Dodał: Paweł Klecha
- Data publikacji: 15.06.2021, 09:47
Za nami pierwszy mecz Polaków na EURO 2020. Raczej nie takiej gry Biało-Czerwonych się spodziewaliśmy. Przeanalizujmy już na chłodno, dlaczego doszło do tej tragedii.
W skrócie, zawiodło wszystko - defensywa, ofensywa, stałe fragmenty, plan taktyczny, zmiany. Z całą pewnością Polacy nie mieli też po swojej stronie bardzo przydatnego sojusznika - szczęścia. Może z jego odrobiną udałoby się nie stracić pierwszej bramki, która niejako ustawiła obraz gry, a w szczególności pierwszej połowy. Szczęście to jednak coś, na co piłkarze nie mają wpływu, a jak mówi stare porzekadło: "szczęście sprzyja lepszym", dlatego też zastanówmy się, dlaczego to Biało-Czerwoni byli tymi gorszymi.
Defensywa
Gdyby nie błędy przy straconych bramkach, można by powiedzieć, że nasi obrońcy spisali się poprawnie. Niestety, to właśnie takie błędy wpływają na końcowe rezultaty spotkań, a gdyby nie one, może wyjechalibyśmy z Sankt Petersburga z trzema punktami. Co szczególnego można było zauważyć w zachowaniu naszego bloku defensywnego? Brak agresywności i dojścia do rywala, gdy ten był na naszej połowie. Mimo iż to my mieliśmy większe posiadanie piłki, to wcale nie znaczy, że lepiej nią operowaliśmy. Słoweńcy potrafili, przy naszej obojętności, swobodnie rozgrywać futbolówkę w pobliżu naszego pola karnego. Idealnym tego przykładem była akcja, która przyniosła naszym rywalom pierwsze prowadzenie. Jóźwiak, który w teorii powinien asekurować Bereszyńskiego, postanowił odpuścić sobie będącego przy piłce Maka i odcinać możliwe podanie do innego zawodnika Słowackiego. Z tego powodu, po banalnym i nonszalanckim ominięciu naszego lewego obrońcy, Mak miał wystarczająco dużo wolnego miejsca, żeby oddać strzał, po którym już sami wiemy co się stało.
Niewybaczalny natomiast był błąd, który cała nasza drużyna popełniła przy drugim goli dla rywali. W zapowiedzi tego meczu (LINK) możecie przeczytać, że najważniejszą rzeczą, jaką musieli zrobić Polacy przy stałych fragmentach gry dla Słowaków, było permanentne krycie Milana Skriniara. Zważając na to, jak mocny jest on w "przestrzeni powietrznej" i jak dużo bramek traciliśmy ostatnio z piłki stojącej, było doprawdy "grzechem śmiertelnym" doprowadzenie do sytuacji, w której obrońca Interu Mediolan miał wystarczająco dużo czasu, żeby przyjąć sobie piłkę i uderzyć ją, bez presji naszych zawodników. Taka rzecz najzwyczajniej w świecie nie miała prawa się wydarzyć.
Ofensywa
Byliśmy w niej równie nieporadni, co Koziołek Matołek próbujący dość do Pacanowa (co finalnie jemu się chociaż udało). Próba gry środkiem boiska przez Piotra Zielińskiego kończyła się wycofaniem piłki do obrońców, lub posłaniem jej na skrzydło (o tym później). Nie było nikogo, kto pokazywałby się do gry pomocnikowi Napoli. Niewidoczni bili, najbardziej odpowiadający za ofensywę, Mateusz Klich i Robert Lewandowski. Przez to, mimo sporych chęci i starań "Ziela", musiał on zazwyczaj piłkę wycofywać, żeby nie doszło do jej straty.
A co ze skrzydłami? Kilka akcji nimi poszło, ale samo dostarczenie piłki w pole karne przez Jóźwiaka, czy Rybusa pozostawiało wiele do życzenia. Dośrodkowania były często przeciągnięte, niedokładne, a czasami wręcz komiczne. Dodatkowo, nierzadko brakowało w "szesnastce" Lewandowskiego, który cofał się do pomocy w celu rozgrywania piłki.
Paulo Sousa
To, że Portugalczyk lubi chaos, mogliśmy już zauważyć przez ostatnie pół roku jego pracy z kadrą. Jednak apogeum tego wyszło dopiero w tym meczu. Zagraliśmy ustawieniem na czterech obrońców. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że w meczach poprzedzających EURO 2020, trener testował jedynie grę z trzema obrońcami i dwoma wahadłowymi. Już to mogło zastanowić nas, czy Sousa na pewno wie co robi. Mówiono o "zasłonie dymnej" dla rywali, żeby ci nie mogli odpowiednio przygotować taktyki pod naszą drużynę. Wyszło jednak na to, że tak samo, jak nie bardziej, niezorientowani w całej tej sytuacji byli zawodnicy Biało-Czerwonych.
Drugą sprawą są wybory kadrowe selekcjonera Reprezentacji Polski. Wszystkich zdziwiła obecność w wyjściowej jedenastce Karola Linettego, który w dwóch sparingach przed EURO, przebywał na boisku łącznie 38 minut, i który nie pokazał w tym czasie nic nadzwyczajnego. Jak się okazało, był to jednak w jakimś stopniu dobry wybór, gdyż to właśnie Linetty strzelił jedynego gola w tym meczu dla Polski. Po meczu wiemy również jedno - Kamil Jóźwiak w pierwszym składzie, to nie to samo co "Joker" wpuszczany w drugiej połowie, z pełnią sił i determinacji.
Jak już o zmianach mowa, to z całą pewnością nie były one w tym spotkaniu najlepiej przeprowadzone. Trener Sousa przyzwyczaił nas, że co jak co, ale do zmian właśnie ma nosa. No cóż, możliwe, że mówilibyśmy po tym meczu tak samo, gdyby nie fakt, że zostały one przeprowadzone o wiele za późno i niekoniecznie trafnie. Trochę świeżości do gry wniósł Tymek Puchacz, czego na pewno nie można powiedzieć o Przemysławie Frankowskim. Dobrze też wyglądali, wpuszczeni później - Jakub Moder i Karol Świderski. Nie mieli oni jednak zbyt dużo czasy na rozwinięcie skrzydeł, gdyż znaleźli się na boisku dopiero w 85. minucie.
Podsumowując. Przegrywając z takim stylu z teoretycznie najsłabszym rywalem w grupie, nie mamy co marzyć o fazie pucharowej. Bez radykalnych zmian z praktycznie każdym aspekcie gry, możemy tylko i wyłącznie szykować się na kompromitacje w meczach z Hiszpanią i Szwecją. Miejmy nadzieję, że ktoś w tej kadrze "ruszy niebo i ziemię" i będziemy mogli oglądać grę Biało-Czerwonych bez poczucia wstydu i zażenowania. Na koniec jeszcze zapraszam do sprawdzenia krótkiego, subiektywnego podsumowania gry poszczególnych Polaków.
OCENY PIŁKARZY
Wojciech Szczęsny (2) - bramkarz Juventusu nie obronił żadnego ze strzałów, które mogły przynieść gola Słowakom. Dodatkowo, jako pierwszy golkiper w historii EURO, ma na swoim koncie "samobója" na tej imprezie.
Bartosz Bereszyński (1) - dał się przejść i założyć sobie tzw. "siatę" przez Roberta Maka, który bezpośrednio po tym wyprowadził naszych rywali na prowadzenie. Nie radził sobie w ogóle w defensywie, trudno też było dostrzec jakiś jego wkład w ofensywę.
Kamil Glik (3) - w miarę pewny w obronie, nie licząc dwóch straconych bramek, gdzie mógł zachować się nieco lepiej. Przy pierwszej to od jego nogi piłka odbiła się i nieznacznie zmieniła tor lotu, co mogło utrudnić obronę bramkarzowi. Przy drugim, tak jak cała formacja defensywna, nie pokrył najgroźniejszego przy stałych fragmentach gry - Milana Skriniara.
Jan Bednarek (4) - ocena o jedno "oczko" wyższa, gdyż nie był on bezpośrednio zaangażowany w stratę pierwszego gola. Przy drugim zachował się tak samo źle jak Glik. Miał też swoją sytuację na zdobycie bramki - bardzo podobną do obrońcy Interu, której nie wykorzystał.
Maciej Rybus (3) - dzięki asyście wynik przy jego nazwisku nie wynosi jeszcze mniej. Zawodnik Lokomotiwu Moskwa był w tym spotkaniu rozkojarzony i podejmował w większości złe decyzje. W obronie nie pokazał nic nadzwyczajnego, a w ataku często "błądził, niczym dziecko we mgle".
Karol Linetty (5) - możliwe, że wciąż za wysoko, ale zdobył on jednak jedyną dla Polski bramkę. Dodatkowo był widoczny w drugiej połowie, co pozwoliło mu dojść do jeszcze jednej stuprocentowej sytuacji, tym razem jednak nie zakończonej golem.
Grzegorz Krychowiak (1) - co tu dużo mówić. Dwie głupie żółte kartki - w konsekwencji czerwona. Paradoksalnie, po jego zejściu, drużyna sprawiała wrażenie lepszej i bardziej zaangażowanej. To pokazuje poziom gry "Krychy" w tym meczu.
Mateusz Klich (3) - niewidoczny przez większość meczu. Na plus udział w przyzwoitej akcji bramkowej Polaków.
Kamil Jóźwiak (2) - to nie był ten sam zawodnik, co wcześniej. W ofensywie brakowało jego pewności siebie i zwodów, a dośrodkowania przez niego nadawane były niedokładne, niechlujne i rzadko kiedy znajdowały adresata. W obronie natomiast był jednym z winowajców przy utracie pierwszego gola. To on nie zaasekurował odpowiednio Bereszyńskiego, przez co Mak miał dużo miejsca w naszym polu karnym.
Robert Lewandowski (2) - nie tego oczekiwaliśmy od "najlepszego piłkarza na świecie". Nasz kapitan był kompletnie przyćmiony i niewidoczny. Miał problem z utrzymaniem się przy piłce, a jego strzały (nieliczne) mijały bramkę rywali o lata świetlne.
Piotr Zieliński (4) - jako jedyny próbował coś zrobić, szczególnie w pierwszej połowie. Utrzymywał się przy piłce i omijał rywali, lecz nie miał z kim grać, przez co większość jego podań szła do tyłu. Widać jednak, że starał się i za to niewielki plusik dla Piotrka.
Tymoteusz Puchacz (4) - wszedł za późno. Widać był w tych ostatnich minutach, że robił wszystko, żeby doprowadzić chociaż do remisu. Dopuścił się kilku rajdów ofensywnych, z których niestety nie wynikło w konsekwencji nic. Duży plus za perfekcyjne powstrzymanie wychodzącego "sam na sam" piłkarza Słowacji, który najprawdopodobniej ustanowiłby wynik meczu na 3:1.
Przemysław Frankowski (2) - mimo iż wszedł na boisko razem z Puchaczem, to był o wiele mniej widoczny. Nie wniósł żadnego pozytywnego impulsu do drużyny.
Jakub Moder, Karol Świderski - za mało czasu spędzili na murawie, żeby dało się ocenić ich grę.
Paweł Klecha
Student Finansów i Rachunkowości na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Zajarany tak samo w finansach, jak i w sporcie. Głównie piłka nożna, skoki narciarskie i tenis, ale nie zamykam się na żadną dyscyplinę, szczególnie jeśli dobrze radzi sobie w niej reprezentant naszego kraju :D