Żyjemy w czasach wielkiego tenisisty
PPP

Żyjemy w czasach wielkiego tenisisty

  • Data publikacji: 16.07.2021, 12:03

Novak Djokovic w sezonie 2021 jest po prostu niesamowity. W niedzielne popołudnie znów to potwierdził, zwyciężając najbardziej prestiżowy turniej tenisowy - Wimbledon. Wcześniej w tym roku zgarnął Australian Open i Roland Garros, a więc stoi przed nim szansa na zdobycie Złotego Szlema. Za sukcesami Serba stoi nie tylko forma sportowa, ale też mentalna, która jest u niego na topowym poziomie.

 

20-20-20

 

Kibice tenisa od lat pasjonują się rywalizacją „Wielkiej Trójki”. Jedna ze statystyk, która rozgrzewa fanów, to liczba wygranych turniejów wielkoszlemowych. Novak Djokovic, dzięki wczorajszemu triumfowi na kortach trawiastych All England Lawn Tennis and Croquet Club, dogonił pod tym względem Rogera Federera i Rafaela Nadala. Ten drugi mógł wyjść na samodzielne prowadzenie w tej klasyfikacji podczas tegorocznego Roland Garros, gdzie czuje się on najlepiej, ale powstrzymał go właśnie Serb i po jego sukcesie w Londynie wspomniana trójka ma po 20 takich wiktorii.

 

Bardzo prawdopodobny jest teraz scenariusz, w którym to Novak po zakończeniu kariery przez całą „Wielką Trójkę” będzie miał na koncie najwięcej zwycięstw w wielkich szlemach. Djokovic jest we wspaniałej formie i nie wydaje się, że jest obecnie na tej planecie tenisista, który byłby w stanie powstrzymać go na korcie. Owszem, Serbowi zdarzały się w tym sezonie porażki, ale miało to miejsce podczas zmagań niższej rangi, które dla tych największych są sprawą drugorzędną. Na najważniejszych turniejach w tym roku Novak był po prostu kapitalny.

 

Federer z kolei od dłuższego czasu zmaga się z problemami zdrowotnymi, co dobitnie pokazało French Open. Szwajcar wycofał się z zawodów po przejściu trzech rund, dmuchając na zimne przed Wimbledonem. Za to po Wimbledonie zrezygnował ze startu w igrzyskach. Nadal natomiast po Roland Garros zrezygnował i z gry na trawie, i z udziału w igrzyskach olimpijskich w Tokio, które rozpoczną się już za kilka dni. Hiszpan podjął taką decyzję z uwagi na fakt, że – jak sam przyznał – chce wydłużyć swoją karierę. Najmłodszy z trójki Djokovic ma się bardzo dobrze i znajduje się aktualnie w innej lidze.

 

Mental ze stali

 

Serb pod względem psychicznym jest niesamowity. Przypomina się tutaj chociażby prawie pięciogodzinny finał Wimbledonu z 2019 roku, gdzie Novak mierzył się z Federerem. Publiczność w trakcie spotkania skandowała "Roger", a Djokovic wyobraził sobie, że widownia wykrzykuje jego imię, tym samym wspierając go. Genialny przykład tego, w jaki sposób można przekuć niekorzystną sytuację w odwrotną stronę. W tym sporcie chyba nie ma nikogo lepszego od niego, kto lepiej radzi sobie z presją i wie, jak wydobyć z siebie to, co najlepsze, będąc w złym położeniu.

 

Przytoczyć można także tegoroczne French Open. W trakcie rywalizacji w Paryżu niejednokrotnie zdarzało się, że Serb znajdował się pod ścianą. Dwa razy w tym turnieju wracał ze stanu 2-0 dla rywala, a potem wygrywał mecz. Co więcej – raz miało to miejsce w finałowym starciu ze Stefanosem Tsitsipasem. W połfinałowym pojedynku z Nadalem, z kolei Novak został na początku wręcz stłamszony przez Hiszpana, ale nie załamał się i ciągle dążył do sukcesu – nie odpuszczał nawet, gdy przegrywał 0-5 w pierwszym secie – co zaowocowało wyeliminowaniem z rywalizacji 35-latka z Manacor. Pokazuje to, że Djokovicia nigdy nie wolno skreślać.

 

Nawierzchnia? Bez różnicy

 

Roland Garros 2021 potwierdził nie tylko to, że Serb mentalnie to półka wyżej niż reszta, ale też to, że aktualnie nawierzchnia nie ma w jego przypadku dużej roli. Odnosił on w tym sezonie triumfy wielkoszlemowe na "hardzie", cegle i trawie. A przecież na paryskiej mączce pokonał nazywanego – słusznie zresztą – „Królem Mączki” Nadala, co jest nie lada wyczynem. Hiszpański tenisista bowiem ma na French Open niebotyczny stosunek wiktorii do porażek. Mowa tu o bilansie 105-3. Wynik nie z tej ziemi. A Novakowi udało się znaleźć przepis na rozprawienie się z Rafą w stolicy Francji. I to dwa razy.

 

Odnosząc wiktorię w tegorocznym French Open, Djokovic zapisał się na kartach historii również tym, że w erze open był najlepszy w każdym turnieju wielkoszlemowym po dwa razy. Nikt inny nie może poszczycić się takim osiągnięciem. Federerowi brakuje jednego zwycięstwa na Roland Garros, natomiast Nadal ma w swoim dorobku „tylko” (cudzysłów konieczny, bo marzeniem dla wielu jest choćby jedna wielkoszlemowa wygrana) jeden triumf w Australian Open. To kolejne świadectwo tego, jak wszechstronny jest Serb pochodzący z Belgradu.

 

Na horyzoncie coś wielkiego

 

Utrzymując tak niesamowitą dyspozycję, Novak może myśleć o czymś, co do tej pory udało się tylko jednej osobie na Ziemi. Mowa tu o kalendarzowym Złotym Szlemie (wiktoria we wszystkich wielkich szlemach w jednym roku i złoty medal igrzysk olimpijskich) i Steffi Graf. To ona bowiem dokonała tego w 1988. Jako że zawodnicy w tym roku będą rywalizować w Tokio, jest możliwe, że do Niemki dołączy Djokovic, który mimo krótkiego zawahania w kwestii występu w „Kraju Kwitnącej Wiśni”, ostatecznie nie zmieni planów i powalczy o złoto. „Wystarczy” zatem, że Serb okaże się najlepszy w stolicy Japonii oraz w Nowym Jorku, podczas US Open. A to wykluczone nie jest, patrząc na to, jaki „beast mode” w 2021 włączył Novak.

 

Żyjemy w czasach wielkiego tenisisty.