Co poszło nie tak - siatkarska porażka w ćwierćfinale [FELIETON]
- Dodał: Aleksandra Suszek
- Data publikacji: 10.08.2021, 15:00
"Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz..." - tak brzmią słowa słynnej piosenki zespołu Perfect, ale niestety jej tytuł nie może być tym razem odniesieniem do gry polskiej reprezentacji siatkarzy na turnieju olimpijskim. Niemniej jednak warto podsumować to, co wydarzyło się w Tokio - na chłodno, bez pochopnych wniosków i oskarżeń.
Polscy siatkarze pojechali do Tokio po marzenia, jak chyba każdy sportowiec. Rzecz w tym, że w ich przypadku od lat realizacja tych marzeń nie jest im pisana. Tym razem miało być inaczej, miał być historyczny sukces najmocniejszej drużyny w historii polskiej siatkówki, a wyszło... jak zwykle. Ćwierćfinał wciąż pozostaje czarnym scenariuszem, nie do przeskoczenia. Co się wydarzyło w Tokio?
Wielcy nieobecni z kapitanem na czele
Do Tokio pojechało dwunastu zawodników. Dwunastu naprawdę utalentowanych i charakternych sportowców, z których Vital Heynen miał za zadanie stworzyć drużynę. I choć zbudowanie między nimi mocnej więzi udało mu się jak mało komu, to gra niektórych niestety pozostawiała wiele do życzenia. I tu nie chodzi teraz o to, by winę za porażkę zrzucać na danego zawodnika, wskazywać palcem, kto i gdzie popełnił błąd. Natomiast trzeba zwrócić uwagę na tę kwestię, bo dwunastka zawodników to wbrew pozorom naprawdę mała liczba. Tutaj nie ma miejsca na pomyłkę, chociaż nigdy nie można być pewnym tego, co wydarzy się za kilka dni.
Kto jeszcze przed igrzyskami spodziewałby się, że Michał Kubiak będzie przez większość turnieju "grzać ławkę" ? Kapitan reprezentacji w Lidze Narodów stopniowo wdrażał się do gry, ale wreszcie wrócił na właściwe tory. I nagle, w Tokio spotyka go uraz pleców, który wyklucza go z gry na maksymalnych obrotach. Pojawia się problem, bo choć Vital zabrał ze sobą czterech przyjmujących to dwóch z nich nie potrafi złapać meczowego rytmu. Semeniuk już nie gra tak, jak w Lidze Narodów, Śliwka boryka się ze słabą skutecznością. Tych zawodników zdecydowanie brakowało na boisku, a w meczu z Francją szczególnie.
Presja ćwierćfinału
Ciężko jednoznacznie stwierdzić, co tak naprawdę złożyło się na porażkę w najważniejszym dla Polaków meczu. Biało-Czerwoni mieli półfinał na wyciągnięcie ręki - w czwartym secie prowadzili od początku, a później... coś się posypało. A gdy już się posypało to nie potrafili się podnieść, nawet w tie-breaku, gdzie Francuzi całkowicie zdominowali boisko. Można chyba pokusić się o stwierdzenie, że sami zawodnicy do końca nie wiedzą, co się stało. Jeśli jednak szukać problemu, to warto chyba zacząć od głowy. Forma naszych siatkarzy nie była topowa, mieliśmy też łatwiejszą grupę w turnieju, a więc nie było zbyt wielu okazji do sprawdzenia się z poważniejszymi rywalami. Niemniej jednak Polacy potrafili wychodzić z opresji niejednokrotnie, nawet podczas słabszej gry. Tutaj to nie zadziałało. I teraz rodzi się pytanie - czy to kwestia zbyt dużych chęci? Tego, że w głowach siatkarzy wciąż wybrzmiewało hasło "klątwa ćwierćfinału" ? A może za szybko uwierzyli w to, że mogą pierwszy raz od dawien dawna awansować do półfinału? Któraś z tych odpowiedzi na pewno jest prawidłowa. A nie będzie w tym nic dziwnego, jeśli okaże się, że większość z nich złożyła się w całość.
Trener do zwolnienia?
Porażka na igrzyskach przyniosła wiele pytań, wątpliwości. W głowach kibiców, działaczy i z pewnością samego trenera zrodziło się pytanie - co dalej z Vitalem Heynenem? Czy Belg powinien zostać z polską reprezentacją czy przegrany ćwierćfinał był potwierdzeniem tego, że Heynen od pewnego czasu po prostu nie radzi sobie w roli szkoleniowca Polaków? Vital Heynen w Tokio, szczególnie w tym najważniejszym meczu nie był tym samym Vitalem Heynenem, którego znamy z mistrzostw świata czy Ligi Narodów. To jest fakt - dało się odnieść wrażenie zagubienia, szkoleniowiec nie wprowadził nawet na chwilę pozostałych zawodników na boisko, choć mógł i nawet powinien, kiedy coś nie szło. Niemniej jednak skłaniałabym się ku tej pierwszej możliwości. Vital Heynen powinien zostać z polską reprezentacją. O tym, że pozostanie przynajmniej do końca Mistrzostw Europy już wiemy - w końcu Belg ma podpisany kontrakt właśnie do tego czasu. Co dalej? Dalej pewnie sam Vital koniec końców zrobi to, co uzna za słuszne, ale trzeba zaznaczyć jeden problem, który w polskim sporcie drużynowym pojawia się bardzo często. Czy warto jest zwalniać trenera, który osiągnął z drużyną naprawdę wiele tylko ze względu na jedną porażkę? Niezwykle bolesną i chyba największą możliwą, to fakt. Ale jednak jedyną, biorąc pod uwagę ponad trzy lata współpracy. Na takie decyzje przyjdzie czas po #EuroVolley, ale naprawdę warto się zastanowić nad tym, co dla tych chłopaków będzie najlepsze. Heynen zbudował drużynę, która poszłaby za sobą w ogień i widać to na każdym kroku stawianym przez tą kadrę. Kto wie, jaki plan działania wdrożyłby nowy trener - być może wielu z tych zawodników by się w nim nie znalazło, a więc budowanie drużyny na nowo byłoby nieuniknione.
Jeśli szukać pozytywów...
Co dobrego można powiedzieć o turnieju, na który siatkarze pracowali latami, a ostatecznie ponieśli bolesną porażkę? O turnieju, w którym wielu z nas pokładało ogromne nadzieje, bo przecież mamy najmocniejszą kadrę od lat, a skończyło się jak zawsze? Powiedzmy choćby to, że wsparcie, które otrzymali, dla tych ludzi okazało się największą siłą w takim momencie. Bo wielu z zawodników biło się z myślami na długo po przegranej, niejednokrotnie pewnie podejmowało w głowie różne decyzje dotyczące przyszłości.
Na pewno trzeba wspomnieć o tych, którzy zagrali świetny turniej. Bartosz Kurek i Wilfredo Leon - dwóch liderów, świetnych zawodników, którzy na boisku pokazali się z najlepszej strony. Jeden 62%, drugi 64% skuteczności w ataku podczas meczu z Francuzami. To naprawdę dobry wynik. Po drugiej stronie siatki byli jednak równie dobrzy zawodnicy.
Trzy lata - teraz ta wizja wydaje się być dla kibiców siatkówki bardzo przyjemna. Na igrzyska w Tokio czekaliśmy aż pięć lat, ale do Paryża zostały już "tylko" trzy. Przed kolejną medalową szansą możemy więc stanąć szybciej, niż zwykle. Oczywiście, najpierw trzeba zrobić pierwszy krok, czyli zdobyć olimpijską kwalifikację. A jeszcze wcześniej ten najważniejszy - podnieść drużynę po bolesnej porażce w Japonii. To jest akurat możliwe już niedługo, bo przecież za niecały miesiąc rozpoczynają się Mistrzostwa Europy. Wiemy, że Vital Heynen z pewnością spróbuje gorzkie łzy przekuć w coś radosnego, bo umowa szkoleniowca obowiązuje właśnie do końca tego turnieju. Pytanie jest jednak jedno - czy wszyscy zawodnicy zdołają do tego czasu pozbierać myśli, spotkać się w Spale, zapomnieć na moment o tym co stało się w Tokio i zawalczyć o kolejny medal? Jedno jest pewne - ta drużyna ma w sobie ogromną siłę i jest zdolna do wielkich rzeczy. O tym zapominać nie wolno, bo zbyt wiele razy dali nam tego świadectwo.
Przed nami więc turniej mistrzostw Starego Kontynentu. Później powrót do sezonu ligowego, czas na pogodzenie się z myślami, wyciągnięcie wniosków i skupienie się na nowych celach. Czas na "Misję Paryż" - a czy w takim samym składzie? Tego nie możemy być pewni, za to pewnie możemy stwierdzić, że mamy w reprezentacji zbyt waleczne serca, by w końcu to marzenie nie stało się faktem.
Aleksandra Suszek
Można powiedzieć, że piszę o wszystkim po trochu, ale w moim sercu gości głównie siatkówka.