PlusLiga: wymęczona wygrana Skry w Hali Energia
- Dodał: Aleksandra Suszek
- Data publikacji: 10.10.2021, 19:56
Dla drużyny z Bełchatowa druga kolejka PlusLigi okazała się znacznie trudniejsza, niż ta inauguracyjna. Siatkarze Slobodana Kovaca mierzyli się z Indykpolem AZS Olsztyn i udźwignęli miano faworyta w tym spotkaniu. Tym samym "Żółto-Czarni" wygrali u siebie, ale drużyna Marco Bonitty napsuła krwi brązowym medalistom z ubiegłego sezonu.
Pierwsza przewaga w tym spotkaniu trafiła na konto Skry już po pierwszych wymianach piłek. Po zepsutej zagrywce DeFalco było bowiem 3:1. Po chwili taki sam błąd popełnił Kooy, ale gra punkt za punkt tylko umożliwiała bełchatowianom swobodne budowanie przewagi. Punkty zaczął zdobywać Atanasijević i wkrótce na tablicy pojawił się wynik 9:6. Serbski siatkarz dołożył także swoją cegiełkę w postaci asa serwisowego, za to olsztynianie nie potrafili zaskoczyć gospodarzy w tym elemencie. Cały czas jednak utrzymywali dość niewielki dystans z "Żółto-Czarnymi". Przynajmniej do stanu 16:13, kiedy na zagrywce pojawił się Łomacz. Rozgrywający Skry zaskoczył rywali, a wtórował mu Bieniek i wkrótce przewaga bełchatowian wzrosła do sześciu "oczek". Tę świetną serię tylko na moment przerwał Butryn skutecznym atakiem. Końcówka seta i tak jednak należała do miejscowych, którzy dzięki czujnemu oku Kłosa na siatce zwyciężyli - 25:16.
Druga partia rozpoczęła się lepiej dla gości, bo pierwszy raz w tym meczu objęli prowadzenie - niemniej jednak tylko jednopunktowe. Przez moment cieszyli się tym wynikiem, ale po chwili Skra zanotowała serię trafień i już było 8:7. Trzeba przyznać, że na tym etapie znacznie bardziej wyrównaną grę prowadziły oba zespoły. Atanasijević próbował zdobyć cenne punkty zagrywką, ale Butryn świetnie potrafił wychodzić z trudnych sytuacji - 10:10. I nadszedł moment, kiedy w polu serwisowym pojawił się nowy nabytek Bełchatowa. Dick Kooy pobawił się w egzekutora, ustrzelił dwa asy z rzędu i znów trzy "oczka" przewagi pojawiły się na koncie gospodarzy. Olsztynianie mieli okazję odwrócić wynik na swoją korzyść bo na boisku nie błyszczał dzisiaj Ebadipour, ale Irańczyk potrafił się zrehabilitować mocnym serwisem. Zagrywka była więc dzisiaj zdecydowanie tajną bronią bełchatowian. Zawodnicy AZS-u bronili się do samego końca, ale zbiciem ze skrzydła zakończył tego seta właśnie Milad Ebadipour - 25:22.
Małymi krokami do celu - taką technikę przyjęli chyba siatkarze z Olsztyna, bo w trzeciej partii zaczęli jeszcze pewniej, od razu obejmując prowadzenie 3:0. Bardzo pomogła im w tym mocna i regularna zagrywka Poręby. Wiadomym jednak było, że dla gospodarzy taka różnica punktowa i to na początku seta wcale nie jest niczym strasznym - bełchatowianie od razu wzięli się do pracy i po chwili na tablicy już był remis. Był również moment na wymianę zepsutych zagrywek po obu stronach. Przez długi czas żadna z ekip nie mogła wyjść na prowadzenie wyższe, niż jeden punkt. Być może wynik byłby zupełnie inny gdyby nie liczne błędy w polu serwisowym olsztynian - przy stanie 14:15 pomyłka Andringi była już dziesiątą w tym spotkaniu na koncie gości. Mimo tego udawało im się jednak utrzymywać trzypunktowy dystans, bo bełchatowianie również nie radzili sobie w ataku tak dobrze, jak wcześniej i nadziewali się na dłonie DeFalco - 18:21. Bardzo dobrze w kluczowych momentach poradził sobie Butryn, ale końcówka była z pewnością emocjonująca. Gospodarzom udało się wybronić bowiem dwie piłki setowe. Trochę lepsi okazali się jednak olsztynianie i to ich łupem padła trzecia partia - 23:25.
Dobra dyspozycja olsztynian nie zmalała po krótkiej przerwie. I choć od początku seta do stanu 5:5 gra miała wyrównany przebieg, tak później po raz kolejny świetnie zaprezentował się Butryn. Tym razem atakujący dwukrotnie zapunktował w polu serwisowym i to głównie na nim opierała się gra gości. Bełchatowianie pilnowali przeciwnika i szybko zniwelowali niewielką stratę, jednak jeśli chcieli wygrać to spotkanie w pełnej puli, musieli wykonać jeszcze kilka ważnych kroków. Natomiast cały czas to przyjezdni wiedli prym na boisku. "Żółto-Czarnym" nie pomogło nawet wejście Sawickiego - 10:13. Siatkarze AZS-u nawet przy kiepskim przyjęciu potrafili zamienić atak w kolejny punkt. Po zepsutym serwisie Ebadipoura ekipy dzieliło już pięć "oczek" i wreszcie o czas poprosił trener Kovac. Ta decyzja została jednak podjęta zbyt późno, bo przy tak rozpędzonych DeFalco i Butrynie ciężko było jakkolwiek zmienić losy seta. Kropkę nad "i" postawił Averill i wiadome było, że za moment w Hali Energia rozegrany zostanie pierwszy w tym sezonie tie-break - 17:25.
Wszystko miało się wyjaśnić w piątym secie. Bełchatowianie jako pierwsi zdobyli punkt, a później trochę pogubili się w swojej akcji goście - 4:2. Siłą gospodarzy było to, że kluczowi zawodnicy potrafili się podnieść po poprzednich dwóch przegranych setach i wrócić do przyzwoitej skuteczności. Ze słabego przyjęcia Piechockiego Atanasijevicowi udało się wykonać atak i "Żółto-Czarni" prowadzili już 8:5. Zmienne szczęście miał dziś na boisku Ebadipour, ale błędy w polu serwisowym przytrafiały się także gościom, którzy byli jednak w gorszej sytuacji. Ostatnie minuty były czystą dominacją Skry, która zanotowała imponującą serię punktową, zwieńczoną atakiem Atanasijevica - 15:10.
PGE Skra Bełchatów - Indykpol AZS Olsztyn 2:2 (25:16, 25:22, 23:25, 17:25, 15:10)
MVP: Aleksandar Atanasijevic
Aleksandra Suszek
Można powiedzieć, że piszę o wszystkim po trochu, ale w moim sercu gości głównie siatkówka.