Męskie Granie 2022 - Katowice [RELACJA]
- Dodał: Jakub Banaszewski
- Data publikacji: 10.07.2022, 19:06
Drugim przystankiem na tegorocznej trasie Męskiego Grania były Katowice. W sobotę (09.07) na imprezie wystąpili m.in. Kaśka Sochacka, zespół Organek oraz Natalia Szroeder. Na finał wieczoru zagrała tradycyjnie Orkiestra Męskiego Grania.
Po pandemicznej przerwie oraz zeszłorocznej okrojonej trasie, Męskie Granie w 2022 roku wróciło w pełnej krasie na koncertową mapę Polski. Tegoroczna edycja, podobnie jak i poprzednie, podzielona jest na dwa dni - piątek i sobotę - a tournée największego polskiego festiwalu dociera ponownie do większej liczby miast. Po raz pierwszy od 2019 roku trasa wróciła również do Katowic i zagościła w dobrze znanej - m.in. z odbywającego się tu Off Festivalu - Doliny Trzech Stawów. Podobnie jak i podczas całej edycji, piątkowe wieczory - wzbogacone o liczne, odbywające się na dwóch scenach, koncerty - kończy wyjątkowe show Dawida Podsiadło. Z kolei finał drugiego dnia należy już do wyczekiwanej przez wszystkich Orkiestry Męskiego Grania, której w tym roku przewodzą: Krzysztof Zalewski, Kwiat Jabłoni oraz Bedoes. Jednak nim sobotni wieczór dobiegł końca w rytmie tegorocznego hymnu Jest tylko teraz, na katowickiej scenie zaprezentowali się świetni i bardzo zróżnicowani artyści.
Koncertową sobotę 9 lipca rozpoczęły występy na mniejszej scenie - Scenie Ż - a katowicką publiczność na pierwszy rzut rozgrzali: nowofalowa kapela z Trójmiasta See Saw oraz raper Yann. Tutaj trzeba przyznać, że organizacja terenu festiwalu i podzielenie koncertów na dwie sceny było strzałem w dziesiątkę. Mniejsza, nawiązująca do klasycznej tent stage Scena Ż pozwoliła niekoniecznie mniej znanym artystom na wytworzenie klubowego klimatu na świeżym powietrzu. Z kolei Scena Główna czekała już na najbardziej smakowite muzyczne kąski i największe gwiazdy drugiego dnia imprezy. Jako pierwsi zaprezentowali się tam muzycy rockowej grupy WaluśKraksaKryzys, którzy, ogrywając wciąż przede wszystkim materiał z drugiego albumu Atak z 2021 roku, z prawdziwie łobuzerską swadą i gitarową energią przejęli na własnych warunkach największą ze scen Męskiego Grania. Fantastyczny wstęp i jeden z najjaśniejszych momentów drugiego dnia festiwalu.
Nim na dużej scenie stery przejęła wyczekiwana przez wszystkich Orkiestra, na tle przedzierającego się przez chmury słońca Dolinę Trzech Stawów zaczarowała jeszcze Kaśka Sochacka ze swoim zespołem, idealnie komponując się z sobotnią aurą na Niebo było różowe. Wokalistka, poza repertuarem z debiutanckiej płyty Ciche dni, wykonała również premierową, urokliwą i utrzymaną w sprawdzonej przez siebie stylistyce kompozycję, która już wkrótce ujrzy światło dzienne. Po niej do tańca i wspólnych śpiewów zachęcali Kasia i Jacek Sienkiewicz z Kwiatu Jabłoni, którzy, nim stanęli razem z Krzysztofem Zalewskim i Bedoesem na czele tegorocznej Orkiestry, rozpętali niemałe show na Scenie Głównej. I choć najliczniejsza publiczność bawiła się właśnie tam, to i pod namiotem Sceny Ż nie brakowało emocji. Ba, koncerty, które odbywały się na mniejszej ze scen, zaskoczyły mnie w Katowicach najbardziej. Ekscytujące i treściwe show dał duet Wczasy, który z lekkością rzuconej w publiczność piłki plażowej łączy humor tekstów z nowofalowymi wpływami. Z kolei Natalia Szroeder zaprezentowała się jak prawdziwa gwiazda wieczoru i wraz ze świetnym zespołem i sceniczną produkcją zaczarowała małą scenę utworami z płyty Pogłos, z których każdy brzmiał jak porywający przebój. Zakończenie w deszczu opadającego ze sceny konfetti dopełniło całości olśniewającego przedstawienia.
Emocjonującą rozgrzewkę przed daniem głównym i prawdziwy ogień na scenie wzniecili jeszcze muzycy zespołu Organek, którzy po raz kolejny udowodnili, że pod względem energii na scenie, zgrania oraz porywania w rytm swojej muzyki tłumów, są najlepszym gitarowym kolektywem w Polsce. Set przeplatany dobrze znanymi utworami, takimi jak: Wiosna czy Missisipi w ogniu z odświeżonym brzmieniem kompozycji pochodzących z ostatniej płyty zespołu Na razie stoję, na razie patrzę, zaowocował energetycznym występem, który nie tylko zespół pozostawił bez tchu. I choć panowie od lat regularnie goszczą na tej imprezie, to właśnie tak pełne ognia i scenicznej pasji występy przesądzają o muzycznej sile Męskiego Grania.
Wszyscy artyści to prostytutki - śpiewał przed laty gorzko Kazik Staszewski i trudno nie odnieść tych słów również do współczesnych nam czasów. Jednak na szczęście w odniesieniu do członków tegorocznej Orkiestry Męskiego Grania (największej w historii, bo powiększonej o chórek i sekcję dętą), tekst ten łączy się jedynie dzięki wyśpiewaniu go w utworze otwierającym ostatni akt sobotniego koncertu. Artyści z repertuaru Kazika na Żywo rozpoczął punkt obowiązkowy każdej edycji, czyli nowe wersje i interpretacje tych bardziej lub mniej klasycznych utworów z kanonu polskiej muzyki. I choć w tym roku nie zabrakło najbardziej ikonicznych nut przeszłości (Nie pytaj o Polskę Obywatela G.C. czy Ta noc do innych niepodobna Maanamu), to Orkiestra tradycyjnie zaskoczyła, tym razem sięgnięciem po współczesne klasyki. I tak, obok wyśpiewanych wraz z publicznością Mój jest ten kawałek podłogi oraz Dzieci wybiegły z repertuaru Elektrycznych Gitar, Krzysztof Zalewski, Bedoes oraz Kwiat Jabłoni wykonali m.in. mocną wersję Polskiego tanga Taco Hemingwaya, Zwiedzam świat Fisz Emade Tworzywa oraz - co zaskakujące - autorski utwór Bedoesa 1998 (mam to we krwi), który, choć wyśpiewany w zaciskający gardło sposób i z prędkością karabinu przez samego rapera, odstawał nieco od atmosfery wydarzenia.
Wspaniale z kolei wypadł hołd dla zmarłego w tym roku Jacka "Budynia" Szymkiewicza, podczas którego wspomagający Orkiestrę Waluś z WaluśKraksaKryzys wyśpiewał zmiksowane razem przeboje zespołu Pogodno - pasującą jak ulał do okazji, zwłaszcza na Śląsku, Orkiestrę oraz Panią w obuwniczym. Szkoda, że był to jeden z nielicznych tak zachęcających do zabawy i wspólnego śpiewania momentów finału, bo choć utrzymany on był w przebojowej nucie, to zdecydowanie zabrakło w nim werwy i energii, które w ostatnich latach wyróżniały go od innych występów i przesądzały o wyjątkowości wydarzenia, na które czeka tysiące fanów. Miłym akcentem było dwukrotne - w tym na bis - wykonanie przepełnionego nadzieją Nim stanie się tak jak gdyby nigdy nic Voo Voo, jednak dalej trudno było nie odnieść wrażenia, że pazur tradycji Męskiego Grania został tu mocno zatracony i wygładzony. Wykonany na koniec zasadniczej części tegoroczny hymn Jest tylko teraz pozostawił podobne odczucie, jednak trzeba przyznać, że w wersji live zyskuje on więcej energii niż rozczarowujący oryginał.
I taka właśnie jest trzynasta edycja Męskiego Grania. Nieco chaotyczna i mniej porywająca niż poprzednie edycje, ale dalej niezmienne przebojowa i kusząca świetną atmosferą muzycznego święta. I choć grande finale tegorocznej edycji pozostawia po sobie spory niedosyt, warto wybrać się na któryś z koncertów na trasie dla świetnych występów towarzyszących. Zresztą, nie muszę w tym miejscu nikogo namawiać, bilety są już dawno wyprzedane.
Do końca tournée jeszcze sześć dwudniowych przystanków, z pewnością nie zabraknie emocji i kolejnych zaskakujących muzycznych spotkań, które niezmiennie pozostają domeną Męskiego Grania. Do zobaczenia w Żywcu!