„Eksplodujące kotki” [RECENZJA]
Martyna Koczorowska

„Eksplodujące kotki” [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 15.09.2022, 16:21

Kilka miesięcy temu miałem okazję recenzować Eksplodujące Minionki i było to moje pierwsze spotkanie z tą serią gier. Teraz jednak czas powrócić do korzeni serii, aby zrozumieć od czego to wszystko się zaczęło, a także przekonać się, czy warto było sprawdzić tamten tytuł.

 

Eksplodujące kotki to gra imprezowa dla 2-5 graczy. Polega ona na dobieraniu kolejnych kart ze stosu, w taki sposób, aby uniknąć znajdującej się w nim bomby. Posłużą nam do tego karty rozbrojenia, ale również inne wspomagacze, w postaci możliwości sprawdzenia kart, bez potrzeby ich dobierania oraz omijanie swojej tury. Wygrywa ten, któremu najdłużej uda się utrzymać przy stole.

 

Muszę przyznać, że granie w podstawowe wersje gier, kiedy mieliśmy okazję sprawdzić ich następców, jest nieco zabawne. Bowiem bardzo często, takie granie sprowadza się do myślenia w stylu Ej, ale tam to już naprawili, a tutaj jest gorzej. Często mamy też do czynienia z grą nieco uboższą o jedną lub dwie mechaniki, przez co jeszcze trudniej ocenić taki pierwotny tytuł.

 

Tutaj jednak nie jest wcale ubogo, gdyż gra zawiera właściwie dosłownie to samo, poza zmienionymi grafikami. Przy Minionkach nie pokuszono się bowiem o stworzenie nowych mechanik, a twórcy poszli trochę na łatwiznę, oferując nam dokładnie ten sam tytuł, jedynie z żółtymi stworami jako protagonistami.

 

Nie ma co się jednak dziwić, albowiem Eksplodujące kotki to gra na tyle dobra, iż trudno ją urozmaicić. Jakiekolwiek próby dodawania kolejnych mechanik mogłyby skończyć się zaburzeniem, całkiem sprawnie działającej, ekonomii, a tego nikt by nie chciał. Jedni powiedzą, że poszli po kosztach, inni będą nieco rozczarowani, ale jest też grono ludzi, których żółte stwory będą cieszyć.

 

Dla mnie, po graniu w klasykę, trochę straciły Minionki. Bo to właściwie taka sama gra, nie dodająca teoretycznie niczego od siebie, tylko tworząca nowe karty. O ile grafiki nadal bardzo mi się podobają, to jednak różnica 40 zł bez uwzględniania rabatów (czyli jakby nie patrzeć 40% wartości Kotków), tylko za to, aby popatrzeć na śmiesznie żółte stworki, to jednak całkiem sporo. Niestety, licencje kosztują.

 

Skoro już piszę tyle o grafikach, to je również warto porównać. W tym przypadku mogę jedynie powiedzieć - jeśli jesteś kociarzem, to weź Kotki, ale jak wolisz Minionki, to weź Minionki. Myśl bardzo prosta, ale tak to po prostu wygląda. Każdy z tytułów ciągle żartuje sobie z głupoty danych stworków i karty w bardzo zabawny sposób to oddają. Nie patrząc na cenę, ja chyba wolałem Minionki, choć po kilku miesiącach ciągłego grania z ich podobiznami, miło było mi przeskoczyć na koty.

 

Podsumowując, Eksplodujące Kotki ukazały mi, iż trochę myliłem się w ocenie Minionków. Wciąż jednak jestem fanem tamtej gry, gdyż pod kątem rozgrywki wypada rewelacyjnie, a jej głupkowate grafiki nadal mnie bawią. Miło było więc sprawdzić oryginał, a jeśli ktoś waha się właśnie, który z tych tytułów woli kupić, to mam nadzieję, że znalazł odpowiedź w tej recenzji.

 

Grę miałem okazję testować dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebel.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl