Liga Mistrzów: szok na Anfield, Liverpool rozgromiony przez Real
- Dodał: Kacper Adamczyk
- Data publikacji: 21.02.2023, 23:14
Liverpool przegrał w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów na własnym stadionie z Realem Madryt aż 2:5 i przed rewanżem w Hiszpanii znajduje się w arcytrudnym położeniu.
W pierwszym meczu jednej z hitowych rywalizacji 1/8 finału Ligi Mistrzów Liverpool podejmował na Anfield Real Madryt. Z pewnością obecny sezon nie jest udany dla The Reds, którzy w Premier League zajmują dopiero ósme miejsce. Powiew optymizmu dla fanów z czerwonej części miasta Beatlesów przyniosły dwie ostatnie ligowe wiktorie. Najpierw ich ulubieńcy pokonali w derbach Everton (2:0), a następnie wyżej notowany Newcastle (2:0). Powrót do rozgrywek po mundialowej przerwie wiązał się z kryzysem także w zespole Królewskich. W jego efekcie Los Blancos nie zdołali zdobyć Superpucharu Hiszpanii, a ich strata w La Liga do liderującej Barcelony wynosi już aż osiem punktów. Ostatnie cztery mecze w wykonaniu Realu to już jednak komplet zwycięstw. Najpierw triumfatorzy poprzedniej edycji Champions League wygrali Klubowe Mistrzostwa Świata, a potem zaliczyli dwie wygrane w Primera Division (4:0 z Elche oraz 2:0 z Osasuną).
Szkoleniowiec gospodarzy, Jurgen Klopp, w porównaniu z starciem z Newcastle nie zdecydował się na żadną zmianę w wyjściowej "jedenastce" swojej drużyny. Prawie identyczny skład pojawił się także na murawie od pierwszej minuty przeciwko Evertonowi. Wówczas zamiast kontuzjowanego Virgila van Dijka wystąpił Joel Matip.
Za to na dwie roszady w podstawowej "jedenastce" swojego zespołu zdecydował się trener gości, Carlo Ancelotti: Dani Carvajal zastąpił Nacho Fernandeza, a Karim Benzema Daniego Ceballosa. W związku z tą ostatnią roszadą do drugiej linii został cofnięty Federico Valverde, na skrzydło przesunięto Rodrygo, a na środku ataku miejsce zajął były reprezentant Francji.
Gospodarze zaczęli dzisiejsze spotkanie na dużej intensywności, zaskakując tym Królewskich, którzy na co dzień w La Liga nie muszą grać w aż tak szybkim tempie. Już w czwartej minucie The Reds zdołali przypieczętować udane pierwsze sekundy i wyszli na prowadzenie. Mohamed Salah dośrodkował futbolówkę z prawej strony w pole karne gości do Darwina Nuneza. Urugwajczyk uciekł zdezorientowanym defensorom rywala i efektownym strzałem piętką pokonał Thibaut Courtois. Real próbował szybko odpowiedzieć na stratę gola, ale to podopieczni Jurgena Kloppa byli bliżej podwyższenia wyniku. W dwunastej minucie piłkę na prawej flance otrzymał Salah. Egipcjanin ograł kilku rywali, wbiegł z nią w pole karne i uderzył minimalnie obok lewego słupka bramki przyjezdnych.
Trzy minuty później wydarzyło się coś absolutnie niespodziewanego. Courtois pod presją Salaha skiksował, tracąc futbolówkę na rzecz gwiazdora rywali, który wpakował ją do pustej bramki i podwyższył prowadzenie swojego zespołu.
W dwudziestej pierwszej minucie wreszcie przebudzili się Los Blancos. Vinicius zszedł z piłką z lewej strony boiska do jego środka, zagrał klepkę z Karimem Benzemą, a następnie już z obrębu pola karnego, w gąszczu przeciwników, pokonał precyzyjnym uderzeniem, do tej pory bezrobotnego, Alissona.
W następnym fragmencie tempo widowiska nie słabło. W dwudziestej piątej minucie prostopadłe podanie na prawej stronie, w pole karne, do Jordana Hendersona wykonał Trent Alexander-Arnold. Kapitan gospodarzy następnie wycofał piłkę z linii końcowej do Salaha. Skrzydłowy wszedł z nią w "piątkę" Courtoisa, ale ani on, ani wspierający go tam Nunez, nie zdołali oddać strzału w podbramkowym zamieszaniu. Tym razem defensorzy Królewskich sobie poradzili, ale okupili tę akcję w obronie kontuzją mięśniową Davida Alaby.
W trzydziestej minucie po stałym fragmencie gry, wykonywanym przez podopiecznych Carlo Ancelottiego, z kilkunastu metrów, zza zasłony uderzył Vinicius, ale tym razem skuteczną interwencją popisał się golkiper The Reds. Sześć minut później Alisson jakby "pozazdrościł" błędu swojemu vis a vis w bramce Realu i sam sprokurował gola rywali. Brazylijczyk trafił futbolówką w pressującego go Viniciusa, a ta po odbiciu się od skrzydłowego Los Blancos zatrzepotała się w siatce i na tablicy wyników było 2:2.
Już w pierwszej minucie doliczonego czasu gry pierwszej połowy na prowadzenie mogli wyjść goście. Federico Valverde zagrał prostopadłe podanie do Viniciusa. Ten drugi następnie kopnął wzdłuż bramki w kierunku Rodrygo, ale tego w "piątce" ubiegł znakomitym wślizgiem Andrew Robertson.
Pierwsza połowa spotkania miała niezwykły przebieg. Fani na Anfield oglądali wspaniałe, szybkie, obfitującego w podbramkowe okazje widowisko. Real Madryt początkowo nie mógł poradzić sobie z intensywnością narzuconą przez gospodarzy, ale w końcu podniósł się w swoim stylu i ponownie udowodnił, że ma wybitną mentalność. Po takiej dawce emocji każdy wyczekiwał już na kolejne czterdzieści pięć minut.
Tym razem tuż po wyjściu z szatni to Królewscy postanowili zaatakować przeciwników i zdołali wyjść w konsekwencji na prowadzenie. W czterdziestej siódmej minucie w czerwonej części miasta Merseyside zapanował szok. Luka Modrić ustawił piłkę tuż przed linią pola karnego, na lewej stronie boiska i dośrodkował z rzutu wolnego w pole karne gospodarzy wprost na głowę Edera Militao, który wpakował futbolówkę do siatki. Ten stały fragment gry wyglądał na dokładnie przygotowany i kompletnie zaskoczył, kryjących strefą graczy The Reds. Militao na piątym metrze znalazł się bez krycia i po prostu nie mógł zmarnować takiej okazji.
Jeśli w czterdziestej siódmej minucie można było mówić o szoku, to jak nazwać atmosferę, która zapanowała na Anfield osiem minut później. Karim Benzema rozegrał z prawej strony pola karnego dwójkową akcję z Rodrygo, a następnie uderzył z okolic "szesnastki". Futbolówka po jego strzale odbiła się od Joe Gomeza i całkowicie myląc Alisona wpadła do siatki. Tym samym Los Blancos prowadzili już różnicą dwóch goli.
The Reds pierwszy znak życia po przerwie dali dopiero w sześćdziesiątej szóstej minucie. Wówczas po rzucie rożnym w ich wykonaniu przed polem karnym futbolówkę Stefanowi Bajceticiowi zostawił Jordan Henderson. Młody Hiszpan ciekawym technicznie strzałem spróbował zaskoczyć Courtois, ale nieznacznie chybił.
Minutę później było już jednak 5:2 dla podopiecznych Carlo Ancelottiego. Piłkę na połowie rywala stracił Fabinho. Skuteczny odbiór w tej sytuacji zaliczył Luka Modrić. Chorwat podciągnął akcję do przodu i podał do Viniciusa, a Brazylijczyk zagrał otwierające podanie do Benzemy. Francuz "położył" Alissona i precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w bramce obok, próbujących interweniować graczy gospodarzy.
Do końca spotkania już nic ciekawego na murawie się nie wydarzyło. Królewscy kontrolowali przebieg spotkania, a Liverpool bezradnie próbował zmniejszyć rozmiary porażki. Druga połowa okazała się niesamowicie bolesnym ciosem dla wszystkich związanych z The Reds, ponieważ zostali oni upokorzeni na własnym stadionie, mimo tak dobrego początku starcia. Przed rewanżem w Madrycie wszystko wydaje się być rozstrzygnięte. Oczywiście nikogo nigdy nie można przedwcześnie skreślać, ale Real jest ostatnią ekipą, którą w Lidze Mistrzów można by podejrzewać o roztrwonienie takiej przewagi.
Liverpool - Real Madryt 2:5 (2:2)
Bramki: 4' Nunez, 14' Salah - 21', 36' Vinicius, 47' Militao, 55', 67' Benzema
Liverpool: Alisson - Alexander-Arnold, Gomez (73' Matip), van Dijk, Robertson - Henderson (73' Milner), Fabinho, Bajcetic (85' Elliott) - Salah, Gakpo (64' Firmino), Nunez (64' Jota)
Real: Courtois - Carvajal, Militao, Rüdiger, Alaba (27' Nacho) - Valverde, Camavinga, Modrić (86' Kroos)- Rodrigo (81' Ceballos), Banzema (86' Asensio), Vinicius
Żółte kartki 90+3' Elliott - 60' Vinicius
Sędzia: Istvan Kovacs